Wystarczyło im pozwolić wyjść z domów i zdjąć maseczki i już rozpoczęło się istne wariactwo. Policjanci patrolujący ulice w Neapolu nie nadążali wypisywać mandatów, ale to i tak nie powstrzymało krnąbrnych Włochów przed tłumnymi spacerami po nadmorskiej promenadzie.
Gdy władze rozluźniały obostrzenia, na pewno nie spodziewały się, że otworzą istną puszkę Pandory. Niestety, mieszkańcy Neapolu do serc wzięli sobie przysłowie o braniu całej ręki, gdy dawany jest tylko palec. Gdy tylko pozwolono im na spacery w godzinach 6.30 do 8.30 rano i 19-22, ulice zaroiły się od spragnionych powietrza tłumów.
Nie jest absolutnie dozwolona aktywność bez żadnych ograniczeń, bez ochrony, chaotyczna. Siły porządkowe i straż miejska zostały poproszone o egzekwowanie rygorystycznego przestrzegania rozporządzenia - komentował Vincenzo De Luca, przedstawiciel regionalnych władz, cytowany we wtorek przez lokalny dziennik "Il Mattino".
Mieszkańcy Neapolu mogli spacerować tylko w pobliżu swoich mieszkań. Z tego zalecenia nic sobie jednak nie zrobili. Na ulice miasta wysłano nawet policję, ale nawet słone mandaty nie pomogły w powstrzymaniu dantejskich scen. Wygląda na to, że ponad 230 tys. przypadków i 32 tys. zgonów spowodowanych koronawirusem we Włoszech niewystarczająco zadziałały na ludzką wyobraźnię.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.