- Najpierw jedziemy na czynności na plażę w Darłówku. Prosto z plaży udaję się do prokuratury do Koszalina, by złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Zawiadomienie to dotyczy narażenia na bezpośrednie ryzyko utraty zdrowia i życia, a w konsekwencji nieumyślne spowodowanie śmierci dzieci przez osoby, które pełniły dyżur ratowniczy w tym momencie na tym kąpielisku - powiedział PAP w piątek mecenas Paweł Zacharzewski.
Zdaniem mecenasa Zacharzewskiego "istotne znaczenie dla sprawy" mają podawane w mediach informacje, że do zdarzenia doszło na niestrzeżonym odcinku plaży. - Niewątpliwie prokuratura będzie musiała się nad nimi pochylić. My zaproponowaliśmy świadków, zabezpieczenie nagrania z monitoringu, które mogą rozwiać te wątpliwości, czy dzieci kąpały się na plaży strzeżonej, czy też nie - powiedział mecenas.
Szef ratowników: Ten odcinek plaży jest całkowicie wyłączony z użytkowania
- Zaskoczenie to mało. Tam są znaki informujące, że jest całkowity zakaz wchodzenia do wody przy budowach hydrotechnicznych, a taką jest to molo. Odcinek 55 metrów plaży jest całkowicie wyłączony z użytkowania dla turystów - komentuje tę informację Wirtualnej Polsce Sylwester Kowalski, szef ratowników w Darłówku.
- Dzieci wpadły do wody poza terenem naszej jurysdykcji. Mimo ostrzegawczej tablicy i zakazu kąpało się tam sporo osób. Nikt nie pomyśli, że skoro jest zakaz, to jest to niebezpieczne miejsce - podkreśla Kowalski.
- W dniu, gdy zaginęły dzieci, były czerwone flagi. Nikt nie miał prawa się kąpać. Teraz wina spada na nas. Nie chcę atakować rodziców, bo spotkała ich wielka tragedia, ale nie dopilnowali dzieci. Walczyliśmy z całych sił o tego chłopaka, którego wyrzuciła woda. Ratownicy go reanimowali. Przywrócili mu czynności życiowe, ale niestety w szpitalu zmarł. Pozostałej dwójki szukaliśmy i szukamy. To nie sprawiedliwe, że teraz ktoś nas oskarża - mówi szef ratowników.
Weszli do wody i porwała ich fala
Dwaj bracia: 14- i 13-latek oraz ich siostra 11-latka kąpali się we wtorek w morzu w Darłówku pod opieką matki. Przed godz. 15 kobieta odeszła od nich do małego dziecka, które było z nimi na plaży. Gdy wróciła, nie zobaczyła w wodzie nastolatków. Natychmiast ruszyła akcja ratunkowa.
Zobacz także: Dzień po tragediii w Darłówku. Ludzie rozmawiają tylko o tym
Obecni na plaży ludzie utworzyli tzw. "żywy łańcuch" i szukali dzieci wśród fal. Na miejscu jednocześnie pracowały służby. Przy gwiazdoblokach znaleziono nieprzytomnego 14-latka. Podjęto reanimację. Chłopca zabrał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety 14-latka nie udało się uratować.
Poszukiwania przerwano we wtorek wieczorem. Warunki na morzu były złe. W środę je wznowiono. Na razie nie przyniosły one skutku.
W czwartek pełniąca obowiązki prokuratora rejonowego w Koszalinie Alicja Kowal poinformowała, że wszczęte zostanie śledztwo w kierunku narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia trójki dzieci przez osoby, na których ciążył obowiązek opieki nad nimi. Śledztwo dotyczyć będzie także nieumyślnego spowodowania śmierci jednego z dzieci.
Prokurator dodała, że postępowanie prowadzone jest w sprawie, nikt nie usłyszał zarzutów. Przesłuchano juz wielu świadków zdarzenia, a także rodziców dzieci.