Chłopiec upadł prosto na szynę znajdującą się pod napięciem. W piątek zakończyło się postępowanie w sprawie. "Nigdy nie zobaczymy, jak dorasta" - mówiła zdruzgotana matka 12-latka.
Do tragicznej sytuacji doszło 14 października 2019 roku. 12-letni James Myers grał beztrosko z przyjaciółmi w pobliżu torów w Bootle w Wielkiej Brytanii. Nic nie zapowiadało tragedii, która miała za chwilę się wydarzyć.
Tragiczna śmierć dwunastolatka podczas zabawy
W piątek zakończyło się postępowanie w sprawie. W ramach dochodzenia ustalono, że 12-latek próbował wykonać popularne w internecie wyzwanie polegające na podrzucaniu butelki z płynem w powietrze tak, by wylądowała w pozycji stojącej. Wraz z przyjaciółmi planował wrzucić nagranie z "challenge'u" do sieci, by zaimponować internautom.
Butelka jednak przypadkowo wylądowała w pobliżu torów. Chłopiec, próbując dostać się do niej, wskoczył na śliską od deszczu barierkę. Nie utrzymał równowagi, ześlizgnął się i spadł wprost na linie, przez którą płynął prąd o napięciu 630 wolt. Chłopiec momentalnie został porażony prądem i doznał „katastrofalnych” obrażeń – wynika z ustaleń policji. Zmarł na miejscu.
Rodzice domagają się wyjaśnień od zarządcy kolejowego
Rodzice Jamesa, Sharon i Kevin, domagali się wyjaśnień od Network Rail, zarządcy infrastruktury kolejowej w Wielkiej Brytanii. Zdruzgotana para mówiła w sądzie, że śmierć ich syna "zniszczyła ich życie na zawsze".
Czytaj także: Prosiło o pomoc. Dramatyczne pierwsze słowa dziecka
Jesteśmy rozczarowani, że Network Rail nigdy nie odpowiedziała nam w żaden sposób ani nie przeprosiła. Jego śmierć na zawsze zniszczyła nasze życie, nigdy nie zobaczymy, jak dorasta, nie da nam wnuków, nie weźmie ślubu… Widzimy dzieciaki na ulicy i myślimy, jaki byłby teraz James? – mówiła zrozpaczona kobieta.
DetektywIan Henderson z brytyjskiej policji transportowej zapewniał podczas procesu, że w tym miejscu nie doszło nigdy wcześniej do podobnych incydentów, a tory są zabezpieczone przed dostępem niepowołanych osób.
Od czasu tragedii Network Rail miała przeprowadzić naprawy w miejscu wypadku, instalując dodatkowe i solidniejsze ogrodzenie, aby uniemożliwić ludziom ponowne wejście na tory. Henderson powiedział w sądzie, że teraz niemożliwe jest, aby ktoś dostał się na niebezpieczne linie.
Władze mówią, że te balustrady mają 1,80 cm wysokości, ale są znacznie niższe, to jeden skok dla 12-latka - skarżył się ojciec 12-latka.
Jako przyczynę śmierci dziecka podano porażenie prądem w wyniku wypadku. Zarządca kolejowy nie został pociągnięty do odpowiedzialności.
Przyjaciel próbował go ratować
Podczas dochodzenia okazało się także, że przerażony przyjaciel Jamesa po zdarzeniu próbował ściągnąć chłopca z szyn oraz wykonał resuscytację krążeniowo-oddechową. Ale koroner Julie Goulding powiedziała, że nic już nie dało się zrobić. "Przy takim napięciu śmierć jest natychmiastowa, niestety był to katastrofalny śmiertelny uraz".
Goulding zakończyła dzisiejsze postępowanie, zwracając się do rodziny Jamesa: "Moje najgłębsze kondolencje z powodu straty, z którą musieliście się zmierzyć. Mogę sobie tylko wyobrazić, jak trudny było wam wszystkim".