Grzybobranie kojarzy się z przyjemnie spędzonym czasem na łonie natury, niestety jednak nie zawsze tak jest. Wizyta w lesie skończyła się tragicznie dla 50-letniego mieszkańca Tułkowic (pow. strzyżowski), który 1 października wybrał się na poszukiwania "brązowych łebków" w okolicach Markuszowej.
Czytaj także: Tym zdjęciem ratownicy ostrzegają. "Zaczęło się"
Tragiczny finał grzybobrania
Gdy po kilku godzinach nieobecności mężczyzna wciąż nie wracał do domu, jego rodzina zaczęła się niepokoić. Bliscy grzybiarza zdecydowali się zgłosić jego zaginięcie na policję. Służby szybko rozpoczęły poszukiwania.
W akcję zaangażowano funkcjonariuszy policji, kilka zastępów Ochotniczej Straży Pożarnej, Grupę STORAT oraz Legion Gerarda - Grupę Ratowniczo-Poszukiwawczą. Działania prowadzone były na obszarze leśnym między Oparówką, Markuszową i Kozłówkiem.
Mimo że ratownicy nie szczędzili wysiłków, prowadzone poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Akcję wznowiono w niedzielę. Podczas przeczesywania nowo wyznaczonych sektorów leśnych dokonano dramatycznego odkrycia. Niestety, ziścił się najgorszy scenariusz.
Podczas przeszukiwania jednego z nich jedna z tak zwanych szybkich trójek, odnalazła ciało zaginionego mężczyzny. Niestety na pomoc było już za późno - czytamy na facebookowym profilu Legionu Gerarda - Grupy Ratowniczo-Poszukiwawczej.
Czytaj także: Poszedł na grzyby. Czegoś takiego się nie spodziewał
Na razie nie wiadomo, co było przyczyną śmierci 50-latka. Jak poinformowała w rozmowie z Faktem Katarzyna Kosturek, rzeczniczka prasowa policji w Strzyżowie, ciało mężczyzny zostało zabezpieczone do sekcji. Wstępnie śledczy wykluczyli śmierć samobójczą.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.