Ze wstępnych ustaleń policjantów wynika, że 45-latek jadąc ul. Woronicza w kierunku ulicy Wołoskiej w Warszawie potrącił znajdującą się na oznakowanym przejściu dla pieszych 48-letnią kobietę, a następnie następnie wjechał w grupę 9 osób znajdujących się na przystanku.
Czytaj także: Debata. Harris do Trumpa: Oddałbyś Polskę Putinowi
Kobieta, która przechodziła przez jezdnię zginęła na miejscu, pięć osób z przystanku trafiło do szpitali, w tym 3,5-letnie dziecko. Niestety w wyniku odniesionych obrażeń, mimo wysiłku medyków, zmarła też 52-latka zabrana przez ratowników. Sprawca wypadku był trzeźwy. Mężczyzna został zatrzymany.
Śledztwo ws. tragicznego wypadku prowadzi Prokuratura Okręgowa w Warszawie. 45-latkowi za spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym grozi do 12 lat więzienia. - Zrozumiał zarzucany mu czyn. Nie przyznał się do spowodowania wypadku. Przedstawił swoją wersję zdarzenia - przekazał "Faktowi" prok. Piotr Antoni Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Czytaj także: Taylor Swift już wybrała. Zrobiła to 5 minut po debacie
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kierowca był już karany w innych krajach
Kierowca trafił na trzy miesiące do aresztu. Okazało się, że był już wcześniej karany za spowodowanie wypadku i jazdę bez uprawnień. Uprawnienia odzyskał w lutym br. Podejrzany 45-latek widniał również jako osoba karana w innych krajach w Europie za za przestępstwa w ruchu drogowym czy jazdę bez uprawnień.
Śledztwo w sprawie wypadku nadal trwa. Prokuratura czeka na opinie posekcyjne, z zakresu ruchu drogowego. Niezwykle istotne będą tutaj dane z czarnej skrzynki samochodu.
Profil Bitwy Drogowe podał, że kierowca poruszał się z prędkością co najmniej 75 km/h, a ciało kobiety, która przechodziła przez przejście zostało wyrzucone na odległość nawet 30 metrów.
Firma Crashlab, która zajmuje się analizą i rekonstrukcjami wypadków drogowych przekazała swoje ustalenia na temat wypadku na ul. Woronicza. Zdaniem ekspertów kierujący pojazdem poruszał się z prędkością większą niż dopuszczalna w miejscu zdarzenia.
Dojeżdżając do doskonale oznakowanego przejścia przez jezdnię, kontynuował jazdę nie mając pełnej widoczności na lewą stronę jezdni, gdyż fragment obszaru był zasłonięty bryłą autobusu. W takim przypadku kierujący pojazdem powinien z góry zakładać możliwość obecności pieszych na przejściu w niewidocznym obszarze, gdyż mieli oni prawo tam się znajdować. Powinno się to przełożyć na konkretne manewry kierującego samochodem tj. znaczne zmniejszenie prędkości jazdy, nawet poniżej dopuszczalnej, a w skrajnym przypadku zatrzymanie się przed przejściem dla pieszych - przekazał "Faktowi" Rafał Bielnik, specjalista z firmy.
Zdaniem ekspertów, z którymi rozmawiał tabloid, nadmierna prędkość auta skutkowała, że kierowca nie panując nad pojazdem, zjechał na chodnik, gdzie doszło do uderzenia w kosz na śmieci.
- Nietrudno wyobrazić sobie skutki zderzenia człowieka z bryłą o masie ponad 300 kg, poruszającą się z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę, a właśnie tyle ważył kosz wprawiony w ruchu przez pojazd jadący po chodniku. To właśnie wyżej opisane błędy kierującego pojazdem miały decydujący wpływ na zaistnienie wypadku oraz na jego tragiczne skutki - dodał Rafał Bielnik w rozmowie z "Faktem".