Tą tragedią w ciągu ostatnich kilku dni żyła cała Polska. Mariusz i Marzena zginęli przez brawurę i głupotę pijanego kierowcy, który wjechał w ich auto z prędkością 120 km/h. Małżeństwo osierociło trójkę synów. Artur i Norbert byli wtedy w domu, 2,5-roczny Sebastianek cudem przeżył wypadek.
Czytaj także: Chciał zdobyć skarb nazistów. Nie żyje 4-osobowa rodzina
W czwartek Marzenę i Mariusza ostatni raz pożegnali bliscy. Przędzel, gdzie odbyły się uroczystości pogrzebowe, pogrążył się w smutku. Nikt nie był w stanie powstrzymać się od łez. O zdarzeniu trudno było mówić nawet kapłanowi.
Nie pytajcie mnie, dlaczego tak miało być, bo nie wiem. Nie wiem, jaki jest tego sens. Te trumny w milczeniu krzyczą. Krzyczą o wielkim bólu, który dotyka nas wszystkich - powiedział cytowany przez "Fakt" kapłan prowadzący mszę.
Jeśli ktoś nie przestrzega prawa, to widzimy, jak to się może skończyć. Nie chcę nikogo oceniać, ale to samo możemy powiedzieć o prawach bożych. Trzeba ich przestrzegać. Musimy sobie odpowiedzieć: czy żyjemy według bożych przykazań. Bo każdy z nas, jak Marzena i Mariusz, może znaleźć się w złym miejscu, o złym czasie i będzie musiał stanąć przed Bogiem - przestrzegł duchowny.
Grzegorz G. sprawca wypadku został aresztowany na 3 miesiące. Za jazdę pod wpływem alkoholu i spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi mu kara 12 lat więzienia.