W Polsce koszty akcji ratunkowej są darmowe. Ratownicy co i rusz pomagają turystom, którzy wyruszają w góry i — z różnych przyczyn — nie mogą samodzielnie wrócić. Niejednokrotnie pomocy potrzebują osoby, które wyruszają w góry po spożyciu alkoholu, bądź takie, które są kompletnie nieprzygotowane do górskiej wyprawy. Nawet w takich sytuacjach turysta, który potrzebuje pomocy, nie musi się zastanawiać, czy go na nią stać.
O takim komforcie nie mogą mówić miłośnicy górskich wypraw z krajów sąsiadujących z Polską. Boleśnie przekonało się o tym ostatnio trzech turystów z Czech. Jak informuje "Fakt", dwaj bliźniacy w wieku 40 lat oraz ich 57-letni kolega, znajdowali się na liczącym sobie 3798 m. n.p.m. austriackim szczycie Grossglockner. Niestety mężczyźni zostali zaskoczeni przez śnieżycę.
Turystom pomogła 13-osobowa ekipa ratowników. Akcja ratunkowa trwała aż 15 godzin.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Słony rachunek za pomoc
Mężczyźni mogą mówić o ogromnym szczęściu, bo wszystko dobrze się skończyło. Ale rachunek za akcję ratunkową z pewnością skutecznie zepsuł im humor.
Według "Faktu", turyści mają do zapłaty 20 tys. euro, czyli - bagatela - ok. 87 tys. zł! I to tylko dlatego, że podczas akcji obyło się bez śmigłowca. Gdyby go użyto, koszty byłyby jeszcze większe.
Gdy polskie media informują o kolejnej akcji ratunkowej w Tatrach, internauci często wskazują, że - ich zdaniem - również w Polsce turyści powinni płacić ratownikom.
Różne są formy finansowania ratownictwa [...] Po południowej stronie Tatr akcje są płatne, Horska Zachranna Sluzba wystawia rachunek ratowanej osobie, chyba że jest niepełnoletnia lub zginęła – wtedy akcje są bezpłatne. Te wpływy z akcji stanowią niewielką, kilkuprocentową część budżetu HZS. [...] Po naszej stronie Tatr, każdy wchodzący na szlak kupuje bilet wstępu i 15% z tej kwoty jest przekazywane na rzecz ratownictwa górskiego realizowanego przez TOPR. Zebrana w ten sposób kwota stanowi procentowo dwukrotnie większą część budżetu TOPR niż wpływy z odpłatności za akcje na Słowacji - wyjaśnia pan Krzysztof, naczelnik TOPR.
Zdarza się, że uratowane osoby z wdzięczności same przekazują ratownikom jakąś sumę w formie darowizny.