W miniony weekend na poligonach w Orzyszu i Bemowie Piskim (woj. warmińsko-mazurskie) odbył się pokaz wojskowy Jesienny Ogień. Publiczności zaprezentowano sprzęt należący do Wojska Polskiego, w tym najnowsze czołgi i armatohaubice. Był także pokaz lotniczy.
Zaprezentowały się m.in. dwa śmigłowce Sikorsky S70i Black Hawk. Należą one do Wojsk Specjalnych, co udało się nam potwierdzić w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Rzecznik DG RSZ płk Marek Pawlak potwierdził również, że to DG RSZ było organizatorem Jesiennego Ognia.
Śmigłowce leciały dosłownie kilka metrów nad głowami publiczności. Dowództwo Kompnentu Wojsk Specjalnych, do którego zwróciliśmy się z pytaniami, zapewniło, że przelot odbył się "z zachowaniem wszelkich norm i zasad bezpieczeństwa".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- W pokazie wzięły udział śmigłowce S-70i Black Hawk, będące na wyposażeniu żołnierzy JW GROM - czytamy w odpowiedzi DKWS.
- W trakcie realizacji zadania żołnierze wykonali w warunkach poligonowych przelot nad publicznością z zachowaniem wszelkich norm i zasad bezpieczeństwa oraz zgodnie z procedurami działania, obowiązującymi żołnierzy Wojsk Specjalnych, za co odpowiedzialni są zarówno piloci śmigłowców, jak i Inspektor Bezpieczeństwa Lotów. Sposób działania został poprzedzony treningiem zgrywającym oraz próbą generalną do wydarzenia - przekazało nam DKWS.
Wojskowi komentują. "Wstyd, rumakowanie"
Wojskowi, z którymi rozmawialiśmy, zżymają się tymczasem na to, co widać na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych.
Były rzecznik Sił Powietrznych płk Artur Goławski mówi w rozmowie z o2.pl, że podczas pokazów z udziałem lotnictwa należy zachować separację od publiczności w odległości i wysokości. Tak, by w razie kolizji między statkami powietrznymi lub w wyniku zderzenia z ptakiem czy awarii szczątki nie spadły na ludzi.
- Przepisy bezpieczeństwa, normujące pokazy lotnicze, pisane są krwią, bo wypadki śmiertelne zdarzały się np. w Ramstein w 1988 r. czy we Lwowie w 2002 r. Niekiedy nieszczęśliwy zbieg okoliczności może spowodować tragedię, więc należy zachowywać ostrożność.
Na nagraniu widzimy, że separacji nie zachowano. To jest namiastka tupolewizmu i temu trzeba położyć kres. Można organizować pokazy i robić to bezpiecznie. Tu tego – w mojej ocenie – zabrakło - mówi o2.pl Goławski.
Nagranie pokazaliśmy też doświadczonemu pilotowi wojskowemu, którego nazwiska - ze względu na to, że pozostaje w służbie - nie możemy ujawnić. Pilot przypomina incydent z sierpnia, kiedy na pikniku pod Sarnową Górą koło Ciechanowa policyjny Black Hawk zerwał linię energetyczną.
- Nikt nie wyciągnął wniosków ze zdarzenia z policyjnym Black Hawkiem z sierpnia. Na nagraniu widać, że załogi nie zgrały manewru i jedna z maszyn musiała się ratować odbiciem w lewo - mówi rozmówca o2.pl.
To było rumakowanie. Wstyd mi, że ktoś, kto nosi mundur, w kogo szkolenie zainwestowano duże pieniądze, dopuszcza się takiej chuliganki, bo tak trzeba to nazwać - dodaje.
Dalsza część tekstu pod nagraniem
Płk Adam Cebula: "Tych linii nie wolno pod żadnym pozorem przekraczać"
Zagadnienie bezpieczeństwa tłumaczy też płk pilot Adam Cebula. To pilot instruktor klasy mistrzowskiej, który ma wylatane 2500 godzin na różnych typach statków powietrznych. Latał m.in. na samolocie TS-11 Iskra, szturmowym Su-22 oraz na śmigłowcach Mi-2, W-3, SW-4.
Oficer tłumaczy, że jeśli mówimy o pokazach lotniczych, czyli przedsięwzięciu, podczas którego piloci wykonują dynamiczny pokaz w powietrzu, wówczas muszą być spełnione określone prawem wymagania.
W pierwszej kolejności, jeśli dane przedsięwzięcie będzie imprezą masową, czyli taką, w której przewidywany jest udział ponad 1000 widzów, wówczas zastosowanie ma rozporządzenie MSWiA dotyczące organizacji imprez masowych. Natomiast kwestie dotyczące pokazu w powietrzu statków powietrznych regulują dokumenty Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
- Dokumenty ULC precyzyjnie określają szereg wymogów związanych nie tylko z bezpieczeństwem publiczności, ale i załóg lotniczych, poprzez określenie minimalnej wysokości, do której może pilot wykonywać figury pilotażu, wyznaczane są również tzw. linia pokazów oraz linie bezpieczeństwa, oddzielające niejako widzów od strefy pokazów - mówi płk Cebula.
Tych linii nie wolno pod żadnym pozorem załogom przekraczać. Żaden pilot, czy to wojskowy, czy też cywilny nie ma prawa wykonywać figur pilotażu, dynamicznych manewrów czy też niskich przelotów nad publicznością, wszystkie manewry statku powietrznego muszą być wykonane w obrębie strefy pokazów ograniczonej wspomnianymi wcześniej liniami zapewniającymi bezpieczeństwo publiczności - dodaje.
Nie wie zarazem, na jakich zasadach były organizowane pokazy w ramach Jesiennego Ognia. W myśl jego słów charakter tego przedsięwzięcia nie mieści się w kategoriach pokazu lotniczego. Była to niewątpliwie impreza masowa, gdyż zgromadziła zdecydowanie ponad 1000 widzów.
Odbywała się jednak na terenie poligonu wojskowego, więc pytanie o służby zabezpieczające imprezę jest zasadne. Pułkownik Cebula powtarza jednak, że nie wolno wykonywać żadnych manewrów w kierunku publiczności, szczególnie na małej wysokości.
Dopuszczalne jest wykonanie wlotu do strefy pokazów znad publiczności, ale musi to być uzgodnione z organizatorem pokazów oraz wykonane na wysokości bezpiecznej, którą określa się w zależności od rodzaju statku powietrznego, nigdy nie jest to wysokość mniejsza niż 50 m, poza tym organizator części lotniczej zazwyczaj ma możliwość oceny, czy dany manewr jest bezpieczny podczas treningu do pokazów - tłumaczy oficer.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.