Przypomnijmy, że Krzysztof Dymiński wyszedł z domu w okolicy Ożarowa Mazowieckiego wczesnym rankiem, 16 maja 2023 roku. Od tego czasu 16-latek nie daje znaku życia. Ostatni ślad po nastolatku urywa się na Moście Gdańskim w Warszawie. Nie ma dowodów świadczących o tym, że Dymiński zszedł lub zeskoczył z mostu.
Czytaj także: Widziała Krzysztofa Dymińskiego? "Proszę jak najszybciej zgłosić na najbliższy komisariat"
Rodzice nastoletniego Krzysztofa cały czas intensywnie go poszukują. Weryfikują też informacje od innych osób, które mogły widzieć zaginionego chłopaka. Niestety, podczas swoich działań napotykają też na licznych żartownisiów, a nawet hejt.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aktualnie szukamy Krzysztofa na dwóch obszarach — na lądzie i wodzie. Dostajemy sygnały, że nasz syn był widziany w wielu miejscach. Trudno jest powiedzieć, ile jest takich zgłoszeń od 1,5 roku. Cały czas się zdarzają. Po kontroli okazuje się, że są to osoby bardzo podobne. Widać, że ludzie starają się pomóc i za to dziękujemy z całego serca. Żarty też się zdarzają. Zdarza się też niestety hejt skierowany w naszą stronę - mówi w rozmowie z o2.pl Agnieszka Dymińska, mama Krzysztofa.
Twierdzą, że widzieli Krzysia. "Będzie to weryfikowane"
Okazuje się, że kilka dni temu doszło do jednego ze zgłoszeń, które będzie weryfikowane. Miało miejsce stosunkowo niedaleko od Warszawy.
Zgłosiliśmy do służb informację, że była osoba, która rozpoznała Krzysztofa w woj. łódzkim. Takie zgłoszenie pojawiło się 08 października. Będzie to weryfikowane - mówi nam Dymińska.
Rodzice Krzysztofa Dymińskiego mają żal do służb. Sami szukają syna
W głosie Agnieszki Dymińskiej słychać żal, gdy mówi o działaniu służb. Kobieta podkreśla, że nie ma oficjalnego śledztwa w sprawie zaginięcia jej syna. To utrudnia prowadzone przez rodzinę poszukiwania.
Krzysztof wyszedł z domu i zaginął, więc widnieje w bazie osób zaginionych. Nie toczy się na ten moment żadne śledztwo w sprawie zaginięcia naszego syna. Tylko czynności poszukiwawcze. Uważamy, że gdyby udostępniono nam akta, moglibyśmy spróbować pomóc policji, przecież znamy nasze dziecko najlepiej. Poza tym jako rodzice moglibyśmy zobaczyć nagrania monitoringu, czyli drogę, którą Krzysztof przebył, jadąc komunikacją miejską. Moglibyśmy spróbować odpowiedzieć na pytanie co czuł, co myślał. Według służb nie jesteśmy stroną w sprawie - tłumaczy kobieta w rozmowie z o2.pl.
Najwięcej działań rodzice podejmują na własną rękę. Dymińska wyjaśnia, że jej mąż "sam nauczył się wszystkiego". Tłumaczy, że obecnie "jest profesjonalną jednostką poszukiwawczo-ratowniczą, wyposażoną w sprzęt niejednokrotnie lepszy niż służby".
Operuje na wodzie, lądzie, powietrzu i w cyberprzestrzeni. A to wszystko dzięki ludziom dobrej woli (którzy wsparli naszą zbiórkę) oraz ochotnikom uczestniczącym w poszukiwaniach, którzy tworzą trzon tej "grupy poszukiwawczo-ratowniczej" - dodaje Agnieszka Dymińska.
Matka zaginionego ujawnia też, dlaczego służby nie uruchomiły procedury "child alert". To międzynarodowy system alarmowy, uruchamiany w przypadku zaginięcia dzieci. Pomaga m.in. w poszukiwaniu małoletnich, którzy padli ofiarą porwania.
W naszym wypadku 'child alert' nie został uruchomiony. Według służb dlatego, że alert spowszednieje. To dość kuriozalna argumentacja. Od uruchomienia minęło ponad 11 lat, a alert został włączony tylko 6 razy! Nie zgadzamy się z tą argumentacją i proponujemy alternatywę. Alert RCB na danym obszarze lub powiadomienia poprzez aplikację mObywatel. Szkoda że przez tyle lat nikt na to nie wpadł. Dziś przecież alert RCB wysyłany jest nawet w przypadku nadejścia burzy - mówi matka Krzysztofa Dymińskiego.
Kobieta z żalem mówi, że "ciężko jest uwierzyć, jak w dobie sztucznej inteligencji państwo nie jest w stanie odnaleźć" jej syna.
Dymińscy chcą pomóc innym rodzinom. Przygotowali kampanię
Wspomniany alert RCB wysyłany w momencie zaginięcia dziecka, to jeden z pomysłów rodziny Dymińskich. Poczynili już w tym kierunku pierwsze kroki. Powiadomili m.in. parlamentarzystów.
Wpadliśmy na pomysł, aby spróbować uruchomić alert RCB o osobach zaginionych. Jeżeli dziecko zaginęło np. na Mazowszu, tam wysyłana jest taka informacja. To jeden z postulatów złożonych na ręce marszałka Szymona Hołowni w trakcie debaty eksperckiej, która odbyła się w Sejmie w maju tego roku. W czerwcu został powołany parlamentarny zespół ds. zaginięć pod przewodnictwem pani poseł Ewy Szymanowskiej. W ramach tego zespołu pracujemy nad propozycjami zmian - ujawnia Agnieszka Dymińska.
Dymińscy przygotowali też kampanię "GdzieJestes.org". Wymyślili też hasło kampanii: "Gdy znika dziecko, gubi się cała rodzina". Wymyślili też hasło kampanii: "Gdy znika dziecko, gubi się cała rodzina".
Zorientowaliśmy się, że problem zaginięć jest głośno omawiany jeżeli chodzi o nastolatków i dzieci. Od strony osoby zaginionej. Pomijana jest rodzina, która zostaje w domu. Mało się o niej mówi, co czuje, jak ma dalej żyć, jak ma sobie poradzić z tą tragedią. Ta rodzina się gubi. Społeczeństwo nie wie, jak rozmawiać z rodziną osoby zaginionej, na co zwracać uwagę. Chcemy to zmienić - tłumaczy nam matka zaginionego Krzysztofa.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl