Choć w naszych szerokościach geograficznych ukąszenie komara nie niesie za sobą poważnych konsekwencji, nie wszędzie tak jest. W wielu miejscach naszego globu takie ugryzienie może nieść poważne konsekwencje dla zdrowia i życia. Departament Zdrowia i Opieki Społecznej stanu New Hampshire (DHHS) w USA poinformował właśnie o śmierci 41-letniego Stevena Perry'ego, który zmarł po ukąszeniu komara.
Mężczyzna, który wcześniej się na nic się nie leczył, trafił do szpitala. Jak podaje Radio Zet, pierwsze objawy choroby pojawiły się u niego tydzień po ukąszeniu przez komara. I choć wdrożono leczenie, to jego życia nie udało się uratować. Wszystkiemu winny wirus EEE wywołujący wschodnie końskie zapalenie mózgu.
Choroba objawia się gorączką, bólami głowy, sennością, drgawkami, a nawet śpiączką. Śmiertelność w przypadku zakażenia wirusem jest duża i sięga nawet 70 proc. przypadków. Wirus jest niebezpieczny dla osób w każdym wieku, tym bardziej że nie udało się jeszcze znaleźć skutecznego lekarstwa na wschodnie końskie zapalenie mózgu. Nic dziwnego, że władze Plymouth w stanie Massachusetts zdecydowały się na radykalne kroki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Radykalne działania władz
Władze Plymouth zdecydowały się na zamknięcie parków i boisk sportowych. Prowadzone są także opryski zarówno z ziemi, jak i z powietrza, co ma pomóc w ograniczeniu populacji komarów roznoszących niebezpieczny wirus.
Władze przestrzegają, że nawet te działania nie są w pełni skuteczne, dlatego apelują do mieszkańców, żeby ci zadbali o własne bezpieczeństwo, stosując się do prostych zasad bezpieczeństwa, jak noszenie ubrań zabezpieczających jak największą powierzchnię ciała, czy unikanie wychodzenia w porze, kiedy komary są najbardziej aktywne.