Sytuacja Ukrainy jest co najmniej trudna. Na początku grudnia Władimir Putin zażądał gwarancji od NATO, że Ukraina nie stanie się członkiem Sojuszu. A Ukraińcy szykują się do obrony swoich granic.
Zdaniem Ukraińców, rosyjska ofensywa zaczęłaby się od operacji psychologicznych. Podżegania do niepokojów, protestów i masowych demonstracji. Następnie ruszyłyby działania wojskowe. Uderzenia lotnicze, artyleryjskie, pancerne czy powietrznodesantowe. A także uderzenie desantowe na porty - Odessę i Mariupol.
Atak z kierunku morskiego mógłby zostać wykonany przy użyciu amfibii. Ukraińskie wojska zabezpieczają więc plaże, by utrudnić potencjalne uderzenie tego rodzaju.
W sobotę ruszyły także duże ćwiczenia ukraińskich wojsk obrony terytorialnej. Czy jednak Ukraina byłaby w stanie obronić się przed atakiem z północy, wschodu i południa?
Wojna czy demonstracja?
Czy jednak otwarta wojna jest realna? Powątpiewa w to były dowódca 12 Brygady Zmechanizowanej ze Szczecina gen. bryg. Dariusz Górniak. W jego ocenie mamy do czynienia z demonstracją siły ze strony Rosji. Gdyby jednak doszło do otwartej wojny, to sytuacja Ukrainy byłaby nie do pozazdroszczenia.
Obrona byłaby bardzo utrudniona. A wynik takiej konfrontacji, przy faktycznym uderzeniu z trzech kierunków, raczej nie byłby dla Ukrainy korzystny. Ale zbyt wiele jest tu niewiadomych. Biorąc pod uwagę trzy kierunki działania, łatwo wyobrazić sobie okrążenie. Bez dostępu do korytarza, którym można byłoby dostarczać zaopatrzenie, sprzęt, jedzenie i amunicję, a w drugą stronę transportować rannych, Ukraina bardzo szybko znalazłaby się w położeniu trudnym, a nawet bardzo trudnym - mówi o2.pl gen. Górniak.
Przekonuje jednak, że w sytuacji Ukrainy, choć trudnej, można się doszukać przynajmniej jednego plusa. To tamtejsza armia.
Za plus można byłoby uznać to, że ukraińskie siły zbrojne są dziś inne niż siedem lat temu. Być może lepiej dowodzone, lepiej wyszkolone, doposażone i z lepszymi systemami łączności. Jeżeli wyciągnęli wnioski z minionych lat i wdrożyli je do systemów, to może to być pewien promyk optymizmu, choć nikły. Czy jednak do takiego uderzenia z trzech kierunków, na pełną skalę, dojdzie? Wątpię w to. Szczególnie zaangażowanie Białorusi w ten konflikt wydaje mi się być nieprawdopodobne - mówi dalej Górniak.
Iskandery i broń hipersoniczna
Mało optymistycznie widzi szanse Ukrainy w takim starciu także gen. br. Mirosław Różański. Były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych podnosi aspekt lepszej organizacji ukraińskiej armii. Podkreśla jednak, że różnica potencjałów wojskowych obu państw wypada na niekorzyść Ukrainy.
Ukraina samodzielnie będzie w stanie zadać Rosji straty, ale nie obronić się. Putin wskazał konkretne warunki: nie chce rozszerzenia NATO czy instalowania systemów obronnych NATO - takich jak baza rakietowa w Redzikowie - blisko granicy Federacji Rosyjskiej. Ukraińcy pewnie przegrupują siły i będą utrzymywali je w gotowości na kierunkach zagrożenia. Ale działań wojskowych nie można rozpatrywać w oddzieleniu od polityki. To część większej gry, którą prowadzi Moskwa. Na miejscu głównodowodzącego sił zbrojnych tego kraju na pewno angażowałbym polityków, np. prezydenta, w działania dyplomatyczne, polegające na otrzymywaniu wyrazów międzynarodowego poparcia dla Ukrainy, a także naciskanie na nakładanie sankcji na Rosję - mówi o2.pl. Różański.
Generał, dziś prezes Fundacji Stratpoints dodaje, że w obecnych realiach obrona kraju byłaby skuteczniejsza niż siedem lat temu. Stawia jednak pytanie, jakiego sprzętu użyłby do walk Władimir Putin. Gdyby zdecydował się np. na użycie pocisków Iskander czy przetestowałby pociski hipersoniczne, to w zasięgu byłyby np. elementy infrastruktury krytycznej na terenie całego kraju.
Główne uderzenie z Białorusi?
Analitycy przekonują, że główny impet potencjalnego natarcia może ruszyć ze wschodu. Nieco innego zdania jest zaś gen. bryg. Jarosław Kraszewski. Były szef Wojsk Rakietowych i Artylerii oraz szef Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przekonuje, że o wiele bardziej niebezpiecznym kierunkiem jest północ - czyli kierunek Białoruski.
Ukraińcy mają się czym bronić. Mają liczne wojska lądowe, spory potencjał rakietowy i lotniczy. Już formułowałbym zgrupowanie obronne, ale głównodowodzący sił zbrojnych Ukrainy będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. Zakładając, że Rosjanie zostawili po ćwiczeniach ZAPAD-2021 wojska desantowe na Białorusi i biorąc pod uwagę stosunkowo niedużą odległość do Kijowa, oceniam, że to właśnie z Białorusi mogłoby ruszyć główne uderzenie. Przy pomocniczych natarciach ze wschodu - z kierunku Donbasu i z południa, czyli z Krymu - przekonuje gen. Kraszewski.