W Polsce, za ochronę wybrzeża odpowiada, podporządkowana 3. Flotylli Obrony Wybrzeża, Morska Jednostka Rakietowa. Składają się na nią dowództwo, sztab, dwa dywizjony wyrzutni pocisków przeciwokrętowych Naval Strike Missile produkcji norweskiej i dywizjon zabezpieczenia. MJR dowodzi komandor Bogdan Tomaszycki.
MJR to w prostej linii "córka" Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego. Utworzona w 2011 r. jednostka miała zabezpieczać polskie wybrzeże, przede wszystkim bazy wojskowe i szklaki komunikacyjne, przed morskimi uderzeniami potencjalnego przeciwnika.
W 2012 zakupiono pociski. Decyzją MON postawiono na norweskiej produkcji pociski NSM. To potężne, ważące ponad 400 kg i długie na 4 m pociski rakietowe, o masie głowicy 125 kg. Celne uderzenie takiego pocisku może wyrządzić ogromne szkody. Dla mniejszego okrętu może to być nawet cios śmiertelny.
Była to forma jak najtańszego zabezpieczenia wybrzeża w czasie, kiedy było naprawdę mało pieniędzy na Marynarkę Wojenną. Tak zrodził się NDR. Tego rodzaju systemy służą odsuwaniu zespołów okrętowych przeciwnika. Zespół taki musi się upewnić, że system został zniszczony lub unieszkodliwiony. Bo inaczej kończy się tak jak w przypadku "Moskwy" - mówi o2.pl dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej", Dawid Kamizela.
Duża, nowoczesna, wystarczająca
Jak tłumaczy, struktura MJR jest bardzo rozbudowana. To kilkadziesiąt wozów, ale sercem jest 12 wyrzutni mobilnych (po sześć na dywizjon, czyli 48 gotowych do odpalenia pocisków). Dodaje również, że to prawdziwi zabójcy okrętów.
To powinno wystarczyć na Flotę Bałtycką i Czarnomorską razem wzięte, a jeszcze starczyłoby na atak kosmitów. Każdej wyrzutni towarzyszy wóz dowodzenia. Do tego dochodzi logistyka, radary itp. Używają ich Amerykanie, wariantu lotniczego – JSM – posiadają Australijczycy i Japończycy. To wredne, mające dużą skuteczność rakiety, doskonale przystosowane do swoich zadań - mówi dalej Kamizela.
Słaba strona - rozpoznanie
Kluczem jest to, że każdy nosiciel pocisków musi mieć rozpoznanie. Im ono lepsze, tym większa skuteczność baterii nabrzeżnych. A nasze radary, jak mówi Dawid Kamizela, mają zasięg 40-50 km. To jedna czwarta zasięgu pocisku. Obrazowo mówiąc to tak, jakby mieć świetny system, na końcu którego przyczepia się lornetkę. A właśnie rozpoznanie jest kluczem do skuteczności ukraińskich Neptunów - mają ogromne wsparcie Amerykanów, Brytyjczyków czy Francuzów.
Z tymi systemami rozpoznania, które ma polska MJR, będzie ona stanowiła w zasadzie ostatnią linię obrony np. przed desantem - podsumowuje Kamizela.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.