W Rosji jednak trwa mobilizacja? Tak twierdzą rosyjskie organizacje praw człowieka, które zawiązały koalicję na rzecz "świadomego sprzeciwu wobec służby wojskowej w Rosji". Działają w niej m.in. prawnicy, do których można zgłosić się przez internet z prośbą o pomoc.
Do organizacji zgłosiła się żona pracownika moskiewskiego metra. Prosiła o poradę prawną, ponieważ jej mąż został poinformowany w pracy o możliwej mobilizacji, jeśli nie będzie wystarczającej liczby żołnierzy do wysłania na "operację specjalną".
Na spotkaniu w zajezdni metra, ustnie, wyraźnie i jednoznacznie wszystkim mężczyznom nakazano poddać się nadzwyczajnym badaniom lekarskim w celu ewentualnego wysłania na wojnę w Ukrainie – powiedziała zrozpaczona Rosjanka.
Pracowników metra zasypano listą zarządzeń, dekretów władz Moskwy, MON-u oraz rządu Federacji Rosyjskiej, które rzekomo mają umożliwiać tak przeprowadzoną mobilizację. Wspomniane przepisy nie zostały jednak przedstawione do wglądu, nie zbierano również żadnych podpisów – nie ma żadnego śladu w dokumentach po tym żądaniu.
Ukryta mobilizacja w Rosji? Pracownicy metra nie mieli wyboru
Według relacji kobiety w czasie spotkania pracownikom wprost grożono w najlepszym wypadku zwolnieniem, a w najgorszym odpowiedzialnością karną "zgodnie z prawami czasu wojny", jeśli nie zgłoszą się "na ochotnika".
Tak jak wojna toczy się bez jej wypowiedzenia, tak mobilizacja trwa bez jej ogłoszenia. Rozmawiałem z pracownicą moskiewskiej komisji wojskowej. To bardzo trudna sprawa z tymi ochotnikami, to szara strefa. Nie jest jasne, w jaki sposób są rekrutowani, jakie tam są zawierane umowy, dokąd są wysyłani na szkolenia. Obiecuje się im jedno, ale w rzeczywistości to prawdziwe mięso armatnie – komentuje Siergiej Kriwenko, koordynator koalicji organizacji praw człowieka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.