Rosyjska armia miała stracić od początku wojny w Ukrainie już ponad 256 tysięcy żołnierzy, co jest porażającą wręcz liczbą. Największą od czasu zakończenia II wojny światowej i niewyobrażalną nawet dla samych Rosjan. Wszak ich ofensywa na Kijów miała potrwać trzy dni, a ciągnie się już ponad 1,5 roku. I to nadal nie koniec.
Jak przyznali sami Rosjanie, przed rokiem w wyniku wielkiej fali mobilizacyjnej do armii trafiło nawet 280 tysięcy poborowych. Mówił o tym wprost Dmitrij Miedwiediew, który między wierszami dał do zrozumienia to, o czym mówi się w kraju od dawna. Druga fala mobilizacji ruszy na dobre we wrześniu, bo w wojsku znów brakuje ludzi do walki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Konieczności pójścia do wojska i walki w Ukrainie boją się Rosjanie bardzo, tak samo jak władze obawiają się ich reakcji. I dlatego przygotowano szatański plan, który ma sprawić, że wilk będzie syty i owca cała. Wojsko intensywnie namawia obcokrajowców do walki na rzecz Rosji, do tego władze chcą poboru wśród migrantów.
A tych w Rosji żyje, według różnych źródeł, od sześciu do siedmiu milionów.
Druga fala mobilizacji w zasadzie już trwa, ale na razie dotyczy ochotników, więźniów, migrantów oraz obcokrajowców, najczęściej z państw sąsiadujących z Rosją i niegdyś będących częścią Związku Radzieckiego. Takie dane przekazał brytyjski wywiad i opublikował je właśnie minister obrony Zjednoczonego Królestwa Grant Shapps.
Władze na Kremlu wiedzą, że pobór do wojska może wywołać społeczny opór. Boją się też, że młodzi mężczyźni z dużych miast zaczną uciekać z Rosji, jak to miało miejsce już rok temu. Po co więc wysyłać swoich do walki, skoro można brudną robotę zrobić rękami obcych?
Rosjanie kuszą obcokrajowców i zapraszają do wojska
"Operacja specjalna w Ukrainie" - jak nazywa krwawą wojnę rosyjska propaganda - wymaga poświęcenia i może dla żołnierza oznaczać śmierć.
Czym więc rosyjska armia kusi chętnych? Na "dzień dobry" ochotnik ma dostać nawet 495 tys. rubli (ok. 21 tysięcy złotych) i żołd w wysokości 190 tys. rubli (8150 złotych). To jednak pierwszy element zachęty.
Emigrantów zarobkowych, których w kraju ma być kilka milionów, kusi się też obywatelstwem Federacji Rosyjskiej i prawem zamieszania w kraju na stałe. Okazuje się, że to tylko piękne słowa, bo notowano już przypadki, gdy robotnikom z innych krajów zabierano paszporty w Rosji i siłą kierowano do armii. A potem prosto na front.
Najczęściej rosyjska oferta walki w Ukrainie kierowana jest do Ormian, Mołdawian, Kazachów, Uzbeków czy Tadżyków. Komisje poborowe prowadzą intensywne działania już od czerwca, muszą znaleźć aż 300 tysięcy chętnych. Szacuje się, że tyle potrzeba, by zaspokoić potrzeby armii. I raczej nie uda się, nawet podstępem, znaleźć aż tylu żołnierzy.
Dla Władimira Putina i jego ludzi to duży problem. W 2024 roku w Rosji odbędą się przecież wybory prezydenckie, a już we wrześniu wybory samorządowe.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.