Siedem chińskich firm może zostać objętych unijnymi sankcjami. Jak opisuje "Financial Times", ma to być dyskutowane na unijnym forum w tym tygodniu. Firmy te podejrzewane są o dostarczanie Rosji sprzętu podwójnego zastosowania. Oznacza to, że pozornie cywilna technologia może mieć zastosowanie militarne.
Chodzi o firmy z branży nowych technologii. Dwie z nich, 3HC Semiconductors i King-Pai Technology pochodzą z Chińskiej Republiki Ludowej. Dwie kolejne - Sinno Electronics i Sigma Technology - zlokalizowane są w "specjalnym regionie administracyjnym", czyli w Hongkongu.
Byłby to duży sygnał ze strony Brukseli. Dotąd bowiem Unia unikała antagonizowania Chin. Choć informacje o dozbrajaniu Rosji przez Państwo Środka pojawiały się dość powszechnie w infosferze, to nie było ich jednoznacznego potwierdzenia. Dlatego Unia wahała się z bardziej radykalnymi działaniami. Być może jednak to się teraz zmieni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Komisja Europejska postawiła na kroki bardziej zdecydowane. Oskarżyła ona m.in. wspomnianą firmę 3HC, produkującą mikroprocesory, o "próbę uniknięcia kontroli eksportu i nabywanie lub próbę nabywania podzespołów pochodzących z USA w celu wsparcia rosyjskiego kompleksu przemysłowo-obronnego".
Dla Rosji, dostawy tego rodzaju podzespołów mają dziś znaczenie kluczowe. Wchodzą one w skład wszystkich nowoczesnych urządzeń. Od telefonów, komputerów i telewizorów, po wykorzystywane do nalotów i bombardowań Ukrainy samosterujące pociski rakietowe. Nałożenie sankcji przez Unię Europejską mocno ograniczyło możliwość nabywania tego rodzaju elementów. I tu, z pomocą Rosji przyszły Chiny.
Sankcje? Były - amerykańskie
Czy taki scenariusz jest możliwy? Zdaniem analityka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Marcina Przychodniaka - tak. Taki mechanizm stosowali już Amerykanie – nałożenia sankcji na podmioty chińskie, które udzielały wsparcia Rosji. Nawet, jeśli nie było to wsparcie oficjalne.
Podnosi on jednak podstawową w tym kontekście wątpliwość. Pytanie, które artykułuje w rozmowie z o2.pl brzmi: czy dałoby się znaleźć polityczny konsensus, bo dla części państw europejskich wizja zakończeniu konfliktu w Ukrainie przy udziale i wsparciu Chin jest kusząca.
Jest jednak, jak podkreśla, konieczność działań bardziej zdecydowanych w relacjach unijno-chińskich. I to pomimo retoryki niektórych krajów Europy Zachodniej, mówiących o potrzebie współpracy. W takiej sytuacji, nałożenie sankcji na wybrane przedsiębiorstwa byłoby kompromisowym rozwiązaniem, bo z jednej strony pokazałoby większe zdecydowanie UE w tej kwestii, a z drugiej pozwoliłoby części krajów, np. Francji zachować swoją retorykę.
Jeśli patrzymy na politykę unijnych organów, szczególnie KE, to szła ona w stronę co najmniej, nazwijmy to, dostrzegania chińskiego zagrożenia. Unia akcentowała przede wszystkim to, że Chiny nie potępiły agresji Rosji na Ukrainę, nie wskazały jednoznacznie agresora, czyli nie postąpiły w zgodzie z obowiązującymi normami prawa międzynarodowego - tłumaczy ekspert.
- To utrudnia Unii powrót do normalności w relacjach dwustronnych, szczególnie gospodarczych. Aby tak się stało, aby ten kurs był łagodzony, potrzebna byłaby właśnie taka chińska deklaracja - dodaje Przychodniak.
"Reakcja będzie zdecydowana"
Czy takie działania są w ogóle możliwe? Nawet jeśli, to na pewno byłoby to trudne do przeprowadzenia. Nałożenie sankcji wymagałoby jednomyślności wszystkich 27 państw członkowskich, a to byłoby skomplikowane.
Jeśli do nałożenia sankcji dojdzie, to reakcja Chin będzie, jak sądzę, zdecydowana. Przynajmniej w sferze retorycznej. Być może dojdzie do pewnego, okresowego, zawieszenia relacji? Nawet jednak jeśli tak, to dla Chin ważniejsze, niż los kilku firm będzie rozbijanie współpracy transatlantyckiej na linii NATO-UE - mówi Przychodniak.
Dodaje także, że z tego powodu Chińczycy nadal będą kusić kraje europejskie, szczególnie zachodnie, możliwością współpracy czy zakończenia wojny w Ukrainie przy ich udziale. Twierdzi przy tym, że władze Państwa Środka będą musiały okazać niezadowolenie i to zrobią, ale nie wyjdzie to, jak ocenia, poza sferę werbalną.
Oczywiście będą mówić głośno o tym, że nie podoba im się taka decyzja Unii, ale nadal będą jeździć do krajów unijnych, szczególnie zachodnich i składać oferty współpracy - konkluduje.
Także Reuters ocenia, że tego rodzaju posunięcie wzburzyłoby Pekin. Chińskiej stolicy zależy na tym, by Unia Europejska nie stanęła po stronie USA w globalnej walce o wpływy i dominację.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.