Miauczenie kotka pomiędzy rurami sieci ciepłowniczej usłyszał w niedzielę po południu mieszkaniec Rzeszowa. Sprawę zgłosił na schronisko Kundelek. Pracownicy, którzy przyjechali na miejsce, zrozumieli, że kot jest w takim miejscu, że nie są w stanie nic zrobić. Dlatego zawiadomili straż pożarną.
Oni też załamali ręce i odesłali nas do MPEC. Słychać go cały czas, ale nie widać - mówi "Gazecie Wyborczej" Halina Derwisz, kierowniczka schroniska Kundelek.
Cały czas słychać miauczenie kota
Strażacy, którzy przyjechali na miejsce, za pomocą specjalistycznego sprzętu rozcięli rurę osłonową i zauważyli, że w środku jest inna dziura. Niestety, nie widzieli nic w środku, ale nieustannie słyszeli miauczenie kota. Postanowili umieścić linę, żeby kot się o nią zahaczył. Niestety, ta misja się nie powiodła.
Strażacy zakończyli pracę około 19, ale akcja ratownicza się nie zakończyła. W poniedziałek rano na miejscu pojawili się pracownicy MPEC i MPWiK z kamerą endoskopową. "Kot jest zaklinowany. Nie ma szans, żeby sam wyszedł" - ocenia Lesław Bącal, prezes MPEC.
Za każdym razem wydaje się, że jesteśmy już blisko, ale kota wciąż nie widać - mówi "Wyborczej" jeden z pracowników.
Pracownicy zostali po godzinach
Jak informuje gazeta, w poniedziałek na miejscu pracowało łącznie czterech mężczyzn. Jeden z nich nawet postanowił zostać po godzinach. Jak mówią, słychać było, że kot jest na wyciągnięcie ręki, ale padły latarki. Po godzinie 18 zakończyli pracę, ponieważ na zewnątrz zaczynało się ściemniać. Pracownicy obawiali się, że po ciemku mogą kotu zrobić krzywdę.
Pracownicy wrócili we wtorek rano i kontynuują akcję. Nikt nie wie, jak kot dostał się do wnętrza rur ciepłowniczych. Najprawdopodobniej, nie były one dobrze zabezpieczone. Jeden z pracowników MPEC mówi, że kot miał dużo szczęścia.
Czytaj także: Katolicki rave o Janie Pawle II. Internauci zaniemówili
"Pewnie szukał ciepłego miejsca"
W sąsiedniej rurze temperatura jest wyższa o ponad 20 st. C. W niej nie miałby szans przetrwać tak długo. - Ktoś pewnie chodził po tych rurach. Butem zgniótł blachę i przez taką szparę już kot mógł wejść. W nocy jest zimno, pewnie szukał ciepłego miejsca — mówi "Wyborczej" jeden z pracowników.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.