Pandemia koronawirusa wymusiła na nas wiele nowych nawyków. Jednym z nich jest regularna dezynfekcja rąk specjalnymi płynami. Środki te są skuteczne dzięki wysokiemu stężeniu alkoholu. Należy pamiętać, aby po dezynfekcji unikać kontaktu z ogniem w każdej postaci, gdyż może się to skończyć tragicznie.
Taksówkarz Brian Hutchinson prawie zginął. Zauważył, że jeden z klientów zostawił zapalniczkę na tylnej kanapie jego samochodu. Brytyjczyk sprawdził, czy ta działa. Zrobił to chwilę po dezynfekcji rąk. Ręce mężczyzny zapaliły się od iskry zapalniczki. Następnie ogniem zajęło się jego ciało oraz sama butelka z płynem do dezynfekcji.
Od zdarzenia minęły już dwa miesiące. Hutchinson cudem uniknął śmierci. Przez ten czas przeszedł wiele operacji i przeszczepów skóry. W szpitalu spędził aż siedem tygodni. Lekarze zalecili mu noszenie odzieży uciskowej, aby chronił swoją delikatną i zranioną skórę przed pęknięciem. Niestety z powodu obrażeń nie może pracować i zorganizowano na niego zbiórkę pieniędzy.
Czytaj także: Siatkarka ze znanej akademii miała wypadek. Leży w śpiączce i potrzebuje pomocy
O innym fatalnym przypadku informują Amerykanie. Do podobnej sytuacji doszło we wrześniu w stanie Teksas. 37-latka postanowiła odpalić świeczkę po tym, jak zdezynfekowała sobie ręce. Jej decyzja była niestety fatalna w skutkach. Ciało kobiety zajęło się ogniem i doszło do eksplozji. Poparzona kobieta ewakuowała trójkę dzieci, w tym jedno niepełnosprawne. Doznała oparzeń drugiego i trzeciego stopnia.
Czytaj także: Skandal w Sanoku. Radna PiS aresztowana. Policja zatrzymała w sumie 6 osób
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.