W czwartek "Fakt" na swoich łamach opisał kontrowersyjny zakup łóżek szpitalnych z Niemiec. Za 270 łóżek w wątpliwym stanie zapłacono 400 tys. zł. Trafiły one z Kliniki Misyjnej w Würzbur do szpitala tymczasowego we Wrocławiu nad którym pieczę sprawuje Uniwersytecki Szpital Kliniczny.
Na czym polega problem? Otóż łóżek nie trzeba było sprowadzać aż z Niemiec. Polska Agencja Rezerw Strategicznych na ich całkiem duży zapas i to w stanie gotowym do użytku. Trudno powiedzieć to samo o tych sprowadzonych zza zachodniej granicy, ponieważ okazało się, że do 2018 roku powinny przejść odpowiedni serwis. Czy przeszły? Wojewoda zapewnia, że tak, jednak jak podaje "Fakt" dokumentów na ten temat nikt nie widział. A mowa przecież o sprzęcie do użytku medycznego.
Podczas czwartkowej konferencji zapytano premiera Mateusza Morawieckiego, co sądzi o kontrowersyjnym wydatku. Odpowiedział, że w sytuacjach kryzysowych podejmowane decyzje nie zawsze są przemyślane tak, jak byśmy zrobili to w bardziej sprzyjających warunkach.
Ratowanie życia obywateli wiąże się z podejmowaniem decyzji szybko, zdecydowanie. Decyzje, które w czasach normalnych, spokojnych, podejmowane byłyby czasami odmiennie. Dlatego szukając sprzętu, lekarstw, szczepionek, po całym świecie, podejmujemy decyzje zgodnie z najlepszą naszą wiedzą na dany moment.
Pozostaje tylko pytanie, dlaczego nie skorzystano z asortymentu Agencji Rezerw Strategicznych. Według informacji przekazanych przez Michała Kuczmierowskiego, prezesa ARS, wydano podobno 50 łóżek szpitalnych i 20 polowych szpitalowi tymczasowemu we Wrocławiu. Na to pytanie premier nie odpowiedział.
Gdy lasy płoną, nie czas żałować róż. Mamy bardzo trudną sytuację epidemiologiczną - podsumował Mateusz Morawiecki.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.