pogoda
Warszawa
19°
Krzysztof Załuski | 
aktualizacja 

W czasach PRL-u byli elitą. Za kilka lat pracy mogli wybudować dom

38

Taksówkarze w czasach PRL-u byli uprzywilejowaną grupą zawodową. Elita. To oni wybierali często swojego klienta. A zarobki? Za kilka lat pracy za kółkiem niektórzy stawiali własne domy.

W czasach PRL-u byli elitą. Za kilka lat pracy mogli wybudować dom
Kolejka oczekujących na postoju taksówek przy ul. Marszałkowskiej w pobliżu Domów Towarowych "Centrum". (Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Przez dziesięciolecia niewielu Polaków miało swoje samochody. Po ulicach polskich miast jeździły głównie państwowe auta, a społeczeństwo mogło liczyć jedynie na zbiorową komunikację.

Dopiero rozwój motoryzacji w kraju i rozpoczęcie produkcji warszaw, syren, potem fiatów i polonezów spowodował, że kraj powoli przestawał być samochodową pustynią.

Zapotrzebowanie na transport było ogromne. Miejska komunikacja przez lata była daleka od ideału. Nic dziwnego, że taksówki cieszyły się w miastach ogromnym powodzeniem, a ich właściciele szybko stali się elitą. I nie ma w tym przesady. To oni decydowali często, czy dany kurs im się opłaca czy nie. Byli tacy, którzy odmawiali kursu na peryferia, tłumacząc, że tam nie znajdą klienta w drodze powrotnej. I pasażer zostawał na lodzie.

- Wiele razy korzystałem z taksówek w latach 80. - opowiada 72-letni Czesław Jankowski z Lublina. - Jak autobus nie przyjechał na przystanek albo jak zdarzyło się po prostu zaspać, to żeby się nie spóźnić do pracy, to szedłem na postój taksówek. I swoje trzeba było odstać. Zawsze stali chętni. Czasami podjeżdżała taksówka, a kierowca wychylał się przez okno i mówił, że jedzie tylko do centrum. A mój zakład pracy był w zupełnie innym miejscu. I zawsze znalazł się chętny do centrum, a inni musieli czekać na następną taksówkę.

x
Postój TAXI na Starym Mieście w stolicy (Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Pan Czesław do dzisiaj też pamięta jednego taksówkarza, który odmówił mu nocnego kursu z dworca PKP, bo to dla niego była za bliska odległość. Kolejny tak samo go "pogonił".

- Wtedy sobie pomyślałem, że może dożyję takich czasów, kiedy to taksówkarze będą czekać na pasażera, a nie odwrotnie - dodaje. - I się doczekałem, kiedy pod koniec lat 80. wolny rynek zweryfikował tę branżę. Ale wtedy już miałem swój samochód.

Nie każdy mógł zostać w PRL-taksówkarzem. Oprócz posiadania samochodu, chętny do tego zawodu musiał też zdać dość trudny egzamin m.in. z topografii miasta. Nikt wówczas nawet nie śnił, że za kilkadziesiąt lat wystarczy GPS, żeby sprawnie poruszać się po świecie. Wtedy taksówkarz musiał dokładnie wiedzieć, jak dojechać na konkretną ulicę. Do tego najkrótszą drogą.

Po zdaniu egzaminu samochód przeznaczony na taksówkę musiał mieć zamontowany taksometr, oznaczenie TAXI na dachu i numery na drzwiach. Taksometr co jakiś czas musiał przechodzić też homologację.

Większość taksówek w latach 60. i 70. to były poczciwe warszawy. Dość dobrze resorowane, w miarę wygodne, proste w naprawie. Często się psuły, ale miały ogromną zaletę – można je było odpalić na korbę. Było to przydatne zwłaszcza w zimie przy siarczystych mrozach.

Taką warszawą jako taksówką jeździł przed laty Józef Przytuła z Lublina.

- Były dni, kiedy odpalałem ją rano i gasiłem dopiero o drugiej czy trzeciej w nocy, jak wracałem do domu – opowiada. - Nie gasiłem jej, bo cały czas miałem kursy. Nawet kilkaset kilometrów dziennie robiłem. Warszawy to były dobre auta. Radziły sobie na wertepach, a jak coś się zepsuło, to było łatwe w naprawie. Żadnej elektroniki jak dzisiaj ani komputerów. Większości rzeczy sam w niej robiłem i nie trzeba było mieć specjalistycznych narzędzi.

Na postojach zdarzały się też prawdziwe motoryzacyjne "perełki". Głównie stare mercedesy. Ich właściciele dokonywali cudów, żeby te często już mocno wyeksploatowane auta wciąż jeździły, zarabiały na siebie i budziły zachwyt pasażerów. Byli tacy, którzy "polowali" na te samochody na postoju, żeby się tylko nimi przejechać.

W latach 80. było już coraz mniej warszaw, a więcej fiatów i polonezów. Dużą popularnością wśród taksówkarzy cieszyły się też wołgi.

Największy biznes na taksówkach robili ci, którzy mieli swoich stałych klientów. To były najbardziej opłacalne kursy. Do Warszawy, Poznania czy Katowic. Klientami byli m.in. właściciele straganów na miejscowych targowiskach, którzy jeździli po Polsce za towarem – głównie odzieżą.

To były również złote lata dla tych, którzy wiedzieli, gdzie zawieźć klienta spragnionego damskiego towarzystwa czy dla tych, którzy mieli zaprzyjaźnionego szatniarza w ekskluzywnej restauracji. W pierwszym przypadku taksówkarz dostawał od każdego gościa dodatkową premię, a w drugim świadczył usługę klientowi, który miał gest i nie patrzył na taksometr. Zwłaszcza, jak po alkoholu widział jak zza mgły...

Koniec lat 70. i początek 80. był dla wielu taksówkarzy okresem wyjątkowym. To wtedy po kilku latach siedzenia za kółkiem niektórych było stać na budowę domu.

Największe możliwości zarabiania dużych pieniędzy mieli zwłaszcza taksówkarze w dużych miastach. Ci najbardziej obrotni obstawiali porty lotnicze, dworce. Najlepszymi klientami byli obcokrajowcy, dla których wydanie kilkudziesięciu dolarów za kurs np. z Okęcia do Łodzi nie było dużym wydatkiem. Ale w Polsce wówczas średnia pensja nie przekraczała dziesięciu dolarów. Nic dziwnego, że niektórym taksówkarzom opłacało się czekać cały dzień na takiego właśnie klienta, który płacił za taki kurs dolarami i nie mógł uwierzyć, ze w Polsce jest tak tanio...

Na niektórych postojach taksówek zamontowano były z czasem telefony. Były w specjalnych budkach zamykanych na klucz. Dostęp do nich mieli tylko taksówkarze. Sygnał dzwonka był na tyle głośny, że słychać go było także w taksówce. Nie zawsze jednak byli chętni, żeby taki telefon odebrać. Było ryzyko, że to może być mało opłacalny kurs. Wtedy telefon dzwonił, dzwonił i dzwonił…

x
Radio taxi w Warszawie (Narodowe Archiwum Cyfrowe)

W tym zawodzie – oprócz uczciwie pracujących kierowców – zdarzali się też cwaniacy, którzy oszukiwali klientów, "majstrowali" przy taksometrach albo specjalnie wybierali dłuższe trasy. Byli też tacy, którzy naciągali palącego pasażera "na dziurę". Jeśli klient pytał, czy może zapalić w taksówce, kierowca się zgadzał. Prosił, tylko żeby uważał na siedzenie, żeby tylko nie zniszczyć popiołem tapicerki. Nieświadomy klient nie wiedział, że na obiciu siedzenia jest sprytnie ukryta dziura powstała kiedyś od przepalenia. Na koniec kursu taksówkarz pokazywał ową dziurę i kazał sobie słono płacić na naprawę. Takie przypadki były jednak sporadyczne.

Jeszcze w latach 90. w wielu miastach można było spotkać na peryferiach tabliczki z napisem "II strefa". Oznaczało to, że za takim znakiem obowiązywały już inne stawki za przejazd taksówką. Taksometr wtedy kręcił się jak szalony…

Co ciekawe, przez wiele lat za przejazd taksówką płaciliśmy też o wiele więcej przy nocnym kursie oraz w dni świąteczne.

W latach 80. państwo postanowiło włączyć się do taksówkowego biznesu. Wtedy też powstały znane z serialu "Zmiennicy" radio-taxi, które działając w ramach miejskiego przedsiębiorstwa miały być konkurencją dla prywatnych taksówek. I przez pewien czas były. Szybko jednak okazało się, że koszty działalności są większe od spodziewanych zysków. I na rynku pozostały już tylko prywatni przewoźnicy.

Złota era dla taksówkarzy skończyła się wraz z powstaniem wolnego rynku. Nagle w każdym mieście pojawiło się mnóstwo taksówek, nowych korporacji. Dla starszych taksówkarzy, nie przyzwyczajonych do konkurencji był to szok. Nagle się okazało, że taksówek jest więcej niż chętnych do korzystania z nich. A taksówkarzem może dziś zostać każdy. Nawet nie musi mieć swojego samochodu ani znać miasta.

Źródło:WP Kreator
Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Które z określeń najlepiej opisują artykuł:
Wybrane dla Ciebie
Najgorsza powódź od ponad 30 lat. We Francji wylały rzeki
Obrzydliwy czyn w sklepie. Szukają mężczyzny z Gdańska
Auto stało na odpalonym silniku. Kierowca zasnął z piwem między nogami
Żałoba narodowa w Polsce. Prezydent zdecydował
Włóż jedną tabletkę do wazonu z tulipanami. Długo zachowają świeżość
Belgijska prasa: Franciszek niewiele zrobił dla ofiar nadużyć seksualnych w Kościele
Zaginęła 13-letnia Amelia. Policjanci "nieustannie pracują w terenie"
Spadek notowań Trumpa. Tak źle nie było od powrotu do Białego Domu
Naturalny preparat na mszyce. Zrobisz go z dwóch składników
Brytyjczycy opublikują listę. Oni będą deportowani. Wśród nich Polacy
Ks. dr Śliwiński przypomina zasady konklawe. Kardynałowie składają przysięgę
Pogrzeb papieża Franciszka. Watykan podał szczegóły uroczystości
Przejdź na
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem strony Kliknij tutaj, aby wyświetlić