Czy 40-letnia redaktor naczelna lokalnej telewizji z obwodu twerskiego, mama trójki dzieci i samorządowa działaczka polityczna może pokonać Władimira Putina w walce o prezydenturę? Tego nie wiemy, ale Jekaterina Duncowa w połowie listopada zgłosiła się do wyścigu o władzę na Kremlu. Teraz zbiera głosy i liczy na wielkie zmiany w kraju.
Dziennikarka musi zebrać 300 tysięcy podpisów, by zostać zarejestrowaną kandydatką i wziąć udział w głosowaniu, które ma się odbyć 15, 16 oraz 17 marca 2024 roku. Jej decyzja o starcie w wyborach to w Rosji sensacja i zarazem akt dużej odwagi. Rzuca wyzwanie człowiekowi, który niemal od 25 lat rządzi krajem. I dla władzy zrobi wszystko.
A Duncowa chce zmian demokratycznych, uwolnienia więźniów politycznych i zakończenia wojny w Ukrainie. Czy to nie za dużo, jak na jedną kandydatkę?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Start 40-latki w wyborach prezydenckich i jej śmiałe hasła to już niemała sensacja w Rosji, która nawykła do Władimira Putina, jego metod i jego iście carskich manier. Prezydent rządzi krajem nieprzerwanie od 1999 roku, walczyć będzie o piątą kadencję w roli głowy państwa i szansę sprawowania władzy do 2030 roku. Ma wygrać i koniec.
Ale Jekaterina Duncowa tym się nie zraża, chce spróbować swoich sił i przekonać jak najwięcej Rosjan, że zmiany na lepsze są możliwe. Raptem po pięciu dniach od swojej wyborczej deklaracji została wezwana przez prokuraturę i musiała się tłumaczyć ze swojego stosunku do "specjalnej operacji wojskowej" w Ukrainie. A to nie koniec.
Zapowiedziała, że będzie zwolenniczką zaprzestania walk i wycofania wojska z Ukrainy, głębokich reform demokratycznych oraz uwolnienia więźniów politycznych. Jej kandydaturę wsparł projekt "Nasz Sztab", który w październiku został utworzony w celu wspierania antywojennych kandydatów na prezydenta Rosji.
To śmiały i dość niespodziewany ruch, ale Władimir Putin z pewnością się go nie obawia.
Jak się okazuje, Duncowa od 2016 roku aktywnie wspiera głównego polityka putinowskiej partii Jedna Rosja w regionie, Romana Kryłowa. Głosowała na niego w prawyborach i pomogła zdobyć nominację do parlamentu regionalnego. Sama uważa, że ważniejsze są dla niej powiązania, kompetencje i cechy, jakie dana osoba posiada.
To budzi nieufność i podejrzenia, że może być powiązana z politykami na Kremlu.
Tak czy siak, jej przystąpienie do wyścigu o władzę to spory akt odwagi. Nie jest wykluczone, że Władimir Putin nie będzie robił dziennikarce przeszkód, bo zapewne nie uważa jej za godną rywalkę. Sam myśli nie o wygranej, ale o tym, jak zdobyć ponad 80 procent głosów. A gdyby tak pokonała go w wyborach śmiała mama trójki dzieci?
To brzmi jak bajka, prawda? Ale w Rosji wszystko jest możliwe.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.