Jednym z policjantów, biorących udział w zabezpieczeniu marszu był Piotr (imię zmienione). Jak wynika z jego relacji, choć policjanci prewencji zabezpieczyli przejście, to doszło do niebezpiecznej sytuacji z udziałem policjantów po cywilnemu, którzy wmieszali się w tłum.
Wskazuje on na możliwe błędy, które mogły wywołać zagrożenie dla funkcjonariuszy. Problemem było, jak wskazuje, odsunięcie prewencji od maszerujących.
Wśród zabezpieczających pochód byli też policjanci z Centralnego Pododdziału Kontrterrorystycznego Policji. Wielu funkcjonariuszy prewencji ściągnięto do ochrony z granicy, gdzie wykonują działania zabezpieczające i wspomagające.
K...a, dramat był. Na czele marszu Żandarmeria Wojskowa, dalej Bąkiewicz i ci od palenia flagi i zdjęcia Tuska. Puszczeni bez obstawy policji, żeby nie prowokować. Nam kazali się pochować, a oni robili co chcieli - mówi o2.pl policjant.
Gdzie była prewencja?
Piotr wskazuje przede wszystkim na to, że oddziały prewencji (opisuje je jako białe kaski) odsunięto zbyt daleko od samego marszu. Opisuje, że wbrew procedurom pozbawiono obserwatorów Marszu Niepodległości bezpośredniego wsparcia w postaci prewencji.
My zgodnie z planem wmieszani byliśmy w tłum. Technicy mieli filmować ludzi, ich twarze. Już od ronda Dmowskiego zespoły monitorujące zostały rozpoznane. Obrzucono ich pirotechniką, ale nie było zgody na zejście. Część ukryła się wśród widzów, cześć starała się cofnąć lub wyprzedzić. Narodowcy rzucali w nas petardami, nie patrząc, że dookoła są dzieci. Poszły meldunki, że nie ma prewencji, by się wycofać ze szpaleru. Wreszcie sami zeszliśmy, bez niczyjej wiedzy. Ustalenia były, że współdziałamy z białymi kaskami, które ktoś wycofał. Nas wpuścili z bronią i zakazem podejmowania interwencji. Same zespoły monitorujące. Między sobą mówiliśmy, że to jakaś pomyłka. Ja nie pamiętam, by tak było wcześniej. Marsz ruszył i nagle cała prewencja zniknęła. Ukryli się, żeby nie prowokować awantur - opowiada o2.pl Piotr.
"Dno się oberwało"
Wskazuje, że było kilkadziesiąt zespołów obserwacyjnych, wyposażonych w broń ostrą, bo takie otrzymali polecenie. Ale w pewnym momencie pozostali w tłumie sami, bez wsparcia prewencji.
To nie jest skarga, donosicielstwo. Teraz się udało, ale pewnego razu się nie uda. Młodzi patrzą i nie wiedzą co robić, jak się zachować. Sam nie wiem zresztą. Pamiętam akcje-masakry. Sam brałem udział w niejednej porażce, ale teraz dno się oberwało - kończy Piotr.
Czy doszło do błędu w sztuce dowodzenia? Pytanie, jaka taktyka była przyjęta w planie zabezpieczenia operacji. Ta zależy od rodzaju zagrożenia i możliwych sposobów przeciwdziałania mu. Wszystkie ewentualności powinny jednak zostać ujęte w planie, który przygotowała Komenda Stołeczna Policji. Tym bardziej, że w tym roku sytuacja nie była tak groźna jak jak w 2020, gdy doszło do regularnej zadymy demonstrujących z policjantami.
Co do zasady nie powinno się używać broni palnej na imprezach masowych. Jeśli już to raczej używa się środków przymusu bezpośredniego, gazu, taserów itp. Jeśli już, to powinno się użyć broni niepenetrującej: gładkolufowej, z gumowymi pociskami itp. Zawsze przy wejściu w tłum jest obawa, że taka broń ostra łatwo może znaleźć się w niepowołanych rękach - mówi o2.pl, pragnąc zachować anonimowość, człowiek zajmujący się szkoleniem policjantów.
Wysłaliśmy do Komendy Stołecznej Policji zapytania o zabezpieczenie Marszu Niepodległości. Do momentu publikacji nie uzyskaliśmy odpowiedzi.