Amy Dorris, była modelka, kilka dni temu oskarżyła Donalda Trumpa o molestowanie. Miało mieć ono miejsce w 1997 roku podczas turnieju tenisowego US Open.
Napaść miała mieć miejsce w toalecie podczas turnieju. Donald Trump miał złapać wtedy modelkę i wbrew jej woli zacząć ją obmacywać i całować. Wiele kobiet oskarżyło obecnego prezydenta USA o niewłaściwe zachowanie.
Po prostu wepchnął język do mojego gardła, odpychałam go. Wtedy uścisk stał się mocniejszy, a jego ręce obejmowały moje piersi, moje plecy, wszystko. Nie mogłam wydostać się z jego uścisku - mówiła była modelka Amy Dorris w rozmowie z "Guardianem".
Prawnicy Trumpa zajęli się już sprawą. Zaprzeczają doniesieniom, tłumacząc je jako próbę ataku przed wyborami i oczernianie.
Dlaczego kobieta czekała z oskarżeniami do teraz? W rozmowie z "Guardianem" przyznała, że chce w ten sposób być wzorem dla swoich nastoletnich córek, pokazać im, że na takie zachowanie nie ma przyzwolenia.
Sprawa miała wyjść na jaw już w 2016 roku. Jednak wtedy bała się o siebie i swoją rodzinę. Wiedziała, że jej wyznanie może przysporzyć jej kłopotów.
Czytaj także: Dorabianie w salonie masażu. Akcja policji w Katowicach
Jenna Ellis, doradca prawny kampanii Trumpa, powiedziała CBS News, że "zarzuty są całkowicie fałszywe". Pismo, w którym ukazało się wyznanie Amy Dorris, ma zostać pociągnięte do odpowiedzialności za szerzenie, jak twierdzi obóz Trumpa, błędnych informacji i oczernianie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.