Łukasz Maziewski: Gazociągi Nord Stream i Nord Stream II są wyłączone z użytku. Szwedzi informują, że w pobliżu NSII doszło do silnej eksplozji. Mnożą się pytania o dywersyjny charakter zdarzenia. Postawię je zatem i ja: czy mogło dojść do celowego uszkodzenia gazociągu?
Kapitan Robert Pawłowski: Bałtyk jest po pierwsze morzem płytkim i dywersja jest jak najbardziej do wyobrażenia. Z jednym zastrzeżeniem: w mojej ocenie to nie robota płetwonurków bojowych. Moim zdaniem rozwiązanie może być prostsze.
To znaczy?
Na początek zastrzeżenie: informacji na temat tego zdarzenia jest mało, dlatego poruszamy się na gruncie spekulacji. Ja nie wykluczyłbym najbardziej prozaicznej przyczyny zdarzenia, jaką jest błąd ludzki. Gazociąg był układany w dużym tempie, pod presją czasu łatwo coś spieprzyć. Zatem błąd lub usterka techniczna. A druga możliwość, to stara bomba lotnicza z czasów wojny. Bałtyk jest nimi po prostu usiany. Jeśli np. nie sprawdzono dostatecznie dna przy układaniu, to taka opcja też może i powinna być brana pod uwagę.
Według informacji, które przebijają się do mediów, wybuchy i uszkodzenie gazociągu miało miejsce na głębokości 70, może 80 metrów.
Jeśli tak, to to byłoby to zadanie nie dla płetwonurka bojowego, a raczej dla nurka technicznego.
Czym taki płetwonurek różni się od płetwonurka bojowego?
Wykonuje inne zadania. Zajmuje się np. spawaniem lub naprawą konstrukcji podwodnych. I schodzi pod wodę na innych czynnikach oddechowych. Nurek bojowy może schodzić pod wodę np. na czystym tlenie. Ale to do głębokości 4-5 m. Na powietrzu, takim jakim oddychamy na co dzień, nie powinno się schodzić poniżej 60 m.
Dlaczego?
Bo może dojść do tego, co nazywa się narkozą azotową. Czyli rozpuszczone we krwi cząstki azotu zaczną oddziaływać niemal narkotycznie i zaczną się problemy z percepcją i zachowaniem nurka. Dlatego na takie głębokości schodzi się na mieszankach oddechowych, takich jak nitrox lub trimix, gdzie w drugiej z mieszanek azot zastępuje się helem. Na pewnej głębokości tlen, do którego jesteśmy przystosowani na powierzchni staje się toksyczny. Ale jest jedno istotne "ale".
Jakie?
Zejście pod wodę to jedno. Trzeba też z niej wyjść. A wyjście z takiej głębokości zajmuje czas. Całe godziny. Trzy, cztery. Im głębiej schodzisz, tym dłużej musisz się wynurzać. Nawet więc gdyby nurek zszedł do gazociągu i założył ładunek, to potem musiałby się bardzo długo wynurzać. Rozumiesz, co to implikuje?
Niezbędne zabezpieczenie takich działań w postaci…
… w postaci stojącej na powierzchni jednostki – statku lub okrętu – która zabrałaby takiego nurka. A taka jednostka byłaby widoczna na radarach i wzbudziłaby podejrzenia. Ewentualnie, jednostka musiałaby być wyposażona w dzwon nurkowy czyli specjalną zanurzaną komorę do wyrównywania ciśnienia. Można ich zatem wyciągnąć na powierzchnię, ale zamknięci w komorze będą przebywali w innym ciśnieniu, co pozwoli usunąć z ich krwi azot, nagromadzony podczas nurkowania. Ewentualnie płetwonurek bojowy mógłby zejść i używać podwodnego ciągnika, aby później wrócić na jednostkę macierzystą, ale to też ma ograniczenia – np. pojemność akumulatora i czas przebywania pod wodą. A ten jest tu, jak mówiłem, kluczowy przy wychodzeniu z takich głębokości.
Nurkowie wojskowi są szkoleni do takich działań?
Wiem, o co chcesz zapytać. Odpowiedź brzmi: tak, są. Dla nurka bojowego maksymalna głębokość robocza wynosi 4-6 m. Ale mamy jeszcze nurków-ratowników oraz nurków-minerów. Wyjście z okrętu podwodnego przez wyrzutnię torpedową to 20 m. Choć schodziliśmy i na głębokość 40 czy 60 m. Ale to nie jest głębokość bojowa, to zejście dla zejścia. Dlatego mówiłem, że gdyby założyć działanie bojowe, to potrzebny byłby wyszkolony nurek techniczny. Dla nurka bojowego głębokości rzędu 50-60-70 m są po prostu bez sensu. Nurek bojowy ma przeniknąć skrycie pod wodą. Przejść na aparacie tlenowym z obiegiem zamkniętym, aby nie było pęcherzyków powietrza i np. podłożyć ładunek wybuchowy pod jednostkę wroga. W przypadku szkolenia sił specjalnych Marynarki Wojennej działania głębsze są bez sensu. Inaczej sprawa wygląda np. w przypadku sapera… lub nurka technicznego, który musi coś zespawać.
Czytaj też: Akcja ratunkowa na Helu. Nie żyje płetwonurek
Zapytam więc wprost: czy tego rodzaju działanie mogłoby być operacją wojskową?
Dużą, wymagającą logistycznie, poprzedzoną długimi przygotowaniami i skomplikowaną. Ale odpowiedź, żeby być zgodnym z prawdą, brzmi "tak". Mogłaby. Eksplozje nastąpiły w trzech miejscach, więc trzeba byłoby trzech zespołów, które schodzą i ewentualnie zakładają ładunki wybuchowe, a następnie wychodzą na powierzchnię, gdzie czeka na nie okręt gotowy do podjęcia. Tyle, że to wymaga kilku godzin. Można się oszukiwać i opowiadać niestworzone historie, ale fizyki nie oszukasz. Można znaleźć barana, który zejdzie pod wodę i wyjdzie z niej szybko, ale wtedy mówilibyśmy o samobójcy, bo ciśnienie porozrywa mu stawy.
Brzmi boleśnie.
Bo jest bolesne.
Spotkałeś się kiedyś z takim zdarzeniem?
Proszę następne pytanie.
Jak nurkuje się na takie głębokości?
Np. na tzw. opustówce. Wrzuca się w ściśle określonym punkcie do wody duży obciążnik z liną i wtedy nurek schodzi po niej do ściśle określonego punktu. Ale wymaga to znakomitego rozpoznania akwenu i dużych umiejętności. Pod wodą występują prądy morskie, trzeba to brać pod uwagę celując w ściśle wybrany punkt. To po pierwsze. A po drugie: na takiej głębokości jest bardzo ciemno, więc łatwo o utratę orientacji. Dlatego mówię o dużych umiejętnościach. Trzeba także zabezpieczyć odpowiednie ilości czynnika oddechowego, bo im głębiej schodzisz, tym więcej go zużywasz. To, co starczało na godzinę przy powierzchni, na dużej głębokości wystarczy na pół.
Czego oczekuje się od płetwonurka bojowego? Jakich cech charakterologicznych?
W pierwszej kolejności opanowania, spokoju i precyzji. Po to jest proces selekcji: wybrania najlepszych kandydatów. I zapewniam, że jest to proces długi i skomplikowany. Bardzo. Raczej nie może mieć klaustrofobii. Nie wchodząc w szczegóły: wyjście z okrętu podwodnego starego typu, bez odpowiedniej śluzy, z wyrzutni torpedowej o szerokości nieco ponad pół metra, może być wyzwaniem. Jeśli nie przełożysz w odpowiednim momencie rąk, to potem się zaklinujesz.
I będziesz zdany na siebie.
Owszem. A nikt nie zaryzykuje możliwości zalania okrętu, utraty jednostki i załogi.
Miałeś do czynienia z rosyjskimi płetwonurkami bojowymi?
Nie. Nie miałem. Gdy w latach 70 XX w. komandor Józef Rembisz tworzył oddział, będący protoplastą dzisiejszej Jednostki Wojskowej Formoza, chciał nawiązać z Rosjanami kontakty w tym zakresie, ale oni nie wyrazili zgody i pierwsze doświadczenia zbieraliśmy od nurków szwedzkich. Przewidując twoje pytanie: nie wiem, czy byliby do tego zdolni, bo nie znam ich wyszkolenia i sprzętu. Ale są w Europie jednostki, które mogłyby wykonać takie zadanie. Na przykład niemieckie KSKM – Kampfschwimmer der Deutschen Marine, czyli morska jednostka specjalna.
A Polacy z Formozy?
(chwila milczenia) Jednostka Wojskowa Formoza została stworzona i wyszkolona do działań rozpoznania i zwiadu na akwenach wodnych, ale nie tylko. Żołnierze Formozy przeznaczeni są np. do działań w zakresie rozpoznania plaż i przygotowania podejścia do desantu z morza. Musimy np. ocenić kąt nachylenia dna i sprawdzić czy nic groźnego na tym dnie się nie kryje. Ale mamy także szerokie spektrum działań dywersyjnych. Minowanie i rozminowywanie też. Taka będzie moja odpowiedź. Jesteśmy jednak przygotowani do działań także na lądzie i z powietrza. Możemy prowadzić operacje antyterrorystyczne i kontrterrorstyczne na jednostkach pływających, ale także na lądzie. Pełne spektrum. Jesteśmy przygotowani do walki do 60 km w głąb lądu. Ale w praktyce byliśmy obecni także w Afganistanie, dużo dalej od brzegu.
Ostatnie pytanie. Awaria NS i NS II nastąpiły w dniu symbolicznego uruchomienia gazociągu Baltic Pipe. To rodzi obawy o zabezpieczenie tej konstrukcji. Kto się tym zajmuje – lub kto powinien się zajmować – od strony polskiej? Marynarka Wojenna? Formoza właśnie? Kto zabezpieczy instalację przed takim zdarzeniem, jakie miało miejsce w przypadku NS?
Sprawa jest złożona, bo duża część instalacji znajduje się poza wodami terytorialnymi i poza wodami wyłącznej strefy ekonomicznej RP. Dlatego nie wchodzi w grę użycie np. Morskiego Oddziału Straży Granicznej. Za zabezpieczenie mogłaby odpowiadać np. Formoza, ale przy użyciu okrętów MWP RP. Jednak powinno leżeć to w gestii Marynarki Wojennej, która powinna mieć do tego niezbędne siły i środki. Np. sprawne i nowoczesne okręty podwodne lub nowoczesne okręty ZOP czyli zwalczania okrętów podwodnych, takie jakie fregaty.
Robert Pawłowski "Eddie" – (51 l.) kapitan Marynarki Wojennej RP, weteran misji poza granicami kraju. Służył w Grupie Specjalnej Płetwonurków i Morskiej Jednostce Działań Specjalnych, w 2011 r. przemianowanej na Jednostkę Wojskową Formoza. Obecnie przedsiębiorca, współtwórca firmy szkoleniowej Barracuda Elite, zajmującej się szkoleniami z zakresu bezpieczeństwa.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.