W poniedziałek wiceszef MSZ połączył się ze studiem Polskiego Radia. Z dziennikarką rozmawiał na temat sytuacji na granicy polsko-białoruskiej i grupy migrantów zbierającej się w okolicach Kuźnicy Białostockiej.
Po kilku chwilach zorientował się, że zapomniał o dość ważnej sprawie. Chodzi o to, że nie uporządkował fotela. Tuż za politykiem można było dostrzec spodnie, które były przewieszone przez oparcie.
Czytaj także: Polska uratuje karierę koronasceptyka?
Gdy tylko je zauważył, starał się coś z tym zrobić. Dość sprawnie zrzucił spodnie z oparcia, nie tracąc przy tym wątku.
Z jednej strony jestem przekonany - mówił wiceminister - to nie jest nawet wrażenie, tylko jestem przekonany, że władze białoruskie dążą usilnie do eskalacji (w tym momencie zauważył spodnie - dop. red.), do eskalacji, która doprowadzi do tego (minister próbuje usunąć spodnie z kadru), że będą przynajmniej ofiary śmiertelne po którejś stronie. Rzecz w tym, że te ofiary tak czy tak muszą być skoro (spodnie spadają - dop. red.) mamy tego rodzaju działania - mówił.
"Nie ma żadnego zrozumienia"
Następnie Wawrzyk kontynuował rozmowę. Mógł w stu procentach skupić się na odpowiadaniu na pytania dziennikarki, bo już nic go nie rozpraszało.
Po tamtej stronie nie ma żadnego zrozumienia dla tego, co się dzieje. Jest tylko przekonanie, że to oni odpierają jakiś rzekomy atak, o czym może świadczyć też wystąpienie MSZ Białorusi, które neguje sam fakt prowokacji. Tak działała sowiecka dyplomacja negując oczywiste fakty - podkreślał.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.