Kobieta, która była świadkiem śmierci prawie 300 osób, wspomina ich ostatnie słowa, których nigdy nie zapomni. Niektóre są naprawdę mocne.
Michelle Lyons miała 22 lata, kiedy siedziała na pierwszej egzekucji w Teksasie, pracując jako dziennikarka dla The Huntsville Item.
W latach 2000-2012 była świadkiem śmierci setek skazanych na śmierć, wszystkich zabitych przez śmiertelny zastrzyk, pisze Lad Bible. Wspomina, że gdy po raz pierwszy pojawiła się na egzekucji była „całkowicie bezstronna i niewrażliwa”, ponieważ egzekucje przebiegały jak w zegarku i trwały zaledwie kilka minut. Gdy więzień był przypięty do nosz i wszystko było przygotowane, byli sprowadzani świadkowie i media.
Później pracowała jako oficjalny rzecznik Teksańskiego Departamentu Sprawiedliwości. Z tej perspektywy pamięta wszystko najdokładniej. Słowa więźniów bardzo ją poruszały.
Więźniowie zawsze mają możliwość porozmawiania, a większość z nich mówi i ma coś do powiedzenia - mówi.
Choć z reguły mają na ostatnie przemówienie raptem dwie minuty, zdarzają się i tacy, którzy potrzebują powiedzieć więcej.
Większość z nich nie mówi zbyt długo - była jedna egzekucja, której byłem świadkiem (egzekucja Gary'ego Grahama w 2000 r.), mówił przez dobre 20 minut - wspomina Michelle.
Są też takie osoby, których pogoda ducha nie opuszcza nawet podczas ostatniej drogi.
Mieliśmy jednego gościa, który opowiadał dowcipy, mieliśmy innego, który odnosił się do piosenki - nazywa się„ Droga trwa wiecznie, a impreza nigdy się nie kończy" - mówi dziennikarka.
Inni z kolei - nie czują się ani trochę winni i obwiniają za swoje niepowodzenia wszystko i wszystkich.
Mieliśmy dwóch facetów w ciągu jednej nocy, a pierwszy miał naprawdę brzydkie oświadczenie, w którym mówił rodzinom ofiar: "Mam nadzieję, że zginiecie w wypadku podczas drogi do domu", "możesz pocałować mnie w dupę" i całą masę rzeczy - mówi wciąż przejęta Michelle.
Wtedy zobaczyła coś więcej niż tylko kliniczny charakter tego procesu, w tym spotkania z więźniami na kilka godzin przed ich śmiercią i wysłuchanie, jak kapelani więzienni doradzają skazanym na śmierć na temat „jak dobrze umrzeć”.
Zanim jednak coś powiedzą, więźniowie mają również możliwość zobaczenia się z rodziną. Rzecz jasna, na odległość. Wyjaśniła, że istnieje centralne pomieszczenie z noszami, w którym leżą więźniowie, oraz dwa pokoje świadków przedzielone szklaną ścianą. Jeden z nich jest dla rodziny więźnia. Ich wzrok może się spotkać.
Kiedy wszystko jest gotowe, przychodzą funkcjonariusze więzienia i informują naczelnika, aby kontynuował, a strażnik daje osadzonemu możliwość złożenia Costatniego oświadczenia.