Dramat miał miejsce w centrum Warszawy w nocy z 24 na 25 lutego na ul. Żurawiej. Jak przekazała policja, 25-letnia Białorusinka została zaatakowana przez 23-letniego mężczyznę. Napastnik miał nóż w ręku. Dusił swoją ofiarę, a gdy ta straciła przytomność, zdarł z niej ubranie i zgwałcił.
Po wszystkim podejrzany pojechał do mieszkania na Mokotowie tramwajem. Porzuconą kobietę znalazł nad ranem na schodach dopiero ochroniarz, który akurat szedł do pracy. Choć jak wynika z ustaleń dziennika świadkami zdarzenia było kilka osób, nikt nie ruszył z pomocą. Poszkodowana kobieta trafiła do szpitala, jest w stanie ciężkim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Policja przeanalizowała monitoring z kamer i zabezpieczyła ślady na miejscu zdarzenia. To pozwoliło ustalić potencjalnego sprawcę. Namierzyli i zatrzymali go policjanci ze śródmiejskiego Wydziału do Walki z Przestępczością Przeciwko Życiu i Zdrowiu, kiedy akurat opuszczał mieszkanie.
Policja podała, że podczas przeszukania zajmowanego przez niego lokalu mundurowi znaleźli i zabezpieczyli między innymi duży nóż kuchenny i kominiarkę użyte do popełnienia przestępstwa. Wiadomo już, że napastnik zrabował swojej ofierze dwa telefony komórkowe, kilka kart płatniczych oraz portfel
Dorian S. usłyszał zarzuty rozboju, przestępstwa na tle seksualnym oraz usiłowania zabójstwa z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Grozi mu 25 lat więzienia lub nawet dożywocie.
Co czeka gwałciciela w więzieniu? Przerażające szczegóły
"Fakt" zapytał o to, jak traktowani są tacy przestępcy w więzieniu dra Pawła Moczydłowskiego, kryminologa i byłego szefa Służby Więziennej. Szczegóły są naprawdę szokujące.
Sprawcy napaści seksualnych na kobiety są bardzo nisko w hierarchii więziennej. Mówiąc kolokwialnie, uważani są za frajerów i popychadła. Niżej są już tylko pedofile i zabójcy dzieci. Takie osoby dostają gorsze łóżka, muszą ustępować w kolejce do toalety, nie podaje im się ręki, a gdy zrobią coś źle, mogą zostać pobite - opisuje ekspert w rozmowie z "Faktem".
Gwałciciel nie ma nawet prawa usiąść z innymi więźniami, którzy grypsują. Ciekawi jednak fakt, że również funkcjonariusze SW mogą uprzykrzać życie takiemu osadzonemu. W teorii nie są oni trzymani w celi z innymi więźniami, ale może to być użyte jako pewnego rodzaju nieformalna kara. - Polega to na tym, że funkcjonariusze, gdy są komuś "dokopać", umieszczają go w sali, w której inni dadzą mu popalić - mówi Moczydłowski.