15 kwietnia w Chartumie rozpoczęła się wojna domowa między dwoma frakcjami wojskowymi — armią Sudanu (SAF) i paramilitarnymi Siłami Szybkiego Wsparcia (RSF). Zaledwie podczas pierwszych kilku dni zginęło ponad 200 osób. Kilkaset zostało rannych lub bez dachu nad głową. Wiele mieszkańców Sudanu rzuciło się do ucieczki.
Noworodki umierają w szpitalach
Niestety to doprowadziło do paraliżu wielu sektorów. Z brakiem personelu musiały się zmierzyć placówki medyczne oraz sierocińce. Dr Abeer Abdullah pracuje w domu dziecka w Chartumie. Setką niemowląt opiekuje się zaledwie garstka osób.
Dzieci, które należy karmić często i regularnie pozostały zostawiane same sobie na długie godziny. Szybko doszło do niedożywienia i odwodnienia. Pojawiła się wysoka gorączka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Musiały być karmione co trzy godziny. Nikogo tam nie było. Próbowaliśmy zastosować terapię dożylną, ale przez większość czasu nie było szans na ratowanie dzieci – powiedziała Abdullah, cytowana przez Agencję Reutera.
Abdullah powiedziała, że dzienna liczba zgonów zaczęła wzrastać bardzo szybko. Najpierw do dwóch, później do trzech i czterech zgonów. W piątek 26 maja zmarło 13 dzieci. Łącznie doszło już do ponad 50 zgonów.
Czytaj także: Rekrutował wagnerowców. Na wizji mu się wymsknęło
Dane te potwierdził jeden z urzędników i chirurg, który zgłosił się do pracy jako ochotnik. Obaj powiedzieli, że zgony dotyczyły głównie noworodków i dzieci poniżej pierwszego roku życia. Głównymi powodami było odwodnienie, niedożywienie i infekcje.
To bardzo bolesne - dodała lekarka.
Czytaj także: Rekrutował wagnerowców. Na wizji mu się wymsknęło
W mediach pojawiły się zdjęcia łóżeczek i martwych noworodków. Jak przekazuje Agnecja Reutera od piątku 26 maja trwają dyskusje na temat ewakuacji sierot z ogarniętego wojną Chartumu.