Widmo chińskiej inwazji, sytuacja na świecie, czy w końcu kryzys gospodarczy - to problemy, z jakimi na co dzień muszą mierzyć się mieszkańcy Tajwanu.
Polski dziennikarz wybrał się na słynny w Tajpej (stolica Tajwanu) targ kwiatów, aby na żywo porozmawiać z mieszkańcami. Przepytując tamtejszą ludność, nie stronił od trudnych i niewygodnych pytań.
Reporter Faktu pytał, jak w Tajwanie postrzegany jest możliwy sojusz chińskiego przywódcy z Rosją oraz czy mieszkańcy wyspy nie obawiają się konfliktu z Chińską Republiką Ludową.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niektórzy wprost narzekali na podziały, które wynikły z historycznych przemian w kraju, podkreślali też, że liczą się z możliwością wybuchu wojny praktycznie w każdym momencie.
Cała odpowiedzialność spada teraz na nowy rząd, aby zbudować lepsze relacje z Chinami i uniknąć jakiejkolwiek konfrontacji ideologicznej i eskalacji. - mówił jeden z rozmówców.
Wśród przedstawicieli młodszego pokolenia ważnym aspektem okazała się narodowa odrębność.
W Europie myślicie, że Tajwan stanowi jedność z Chinami. Ale dla mnie i wielu młodych ludzi jest oczywiście, że jesteśmy Tajwańczykami i mieszkamy na Tajwanie. Być może są pewne związki kulturowe, ale jesteśmy dwoma osobnymi krajami — tłumaczyła w rozmowie z Faktem młoda kobieta mieszkająca na południu Tajwanu.
Okazało się, że większość rozmówców śledzi sytuację w Ukrainie, ale niektóre opinie na temat sytuacji na wschodzie Europy mogą wydać się zaskakujące. Jedna z kwiaciarek uważa, że sojusz z Putinem to nic złego, a sytuacja pomiędzy Chinami a Tajwanem to efekt propagandowych działań USA.
Przecież w Rosji jest jakaś demokracja, a nie jak w Korei Północnej - mówił z przekonaniem.