Joe Biden ma 80 lat i jest najstarszym prezydentem w historii Stanów Zjednoczonych. Jego przeciwnicy często zarzucają mu, że jest zbyt wiekowy, by pełnić tak poważny urząd i odsyłają na emeryturę. Prezydent robi jednak swoje, choć od czasu do czasu palnie jakąś gafę. Tak stało się podczas szczytu NATO w Wilnie.
Prezydent USA przemawiał, a tuż obok stał prezydent Ukrainy. Biden chciał być miły dla Zełenskiego, zaliczył jednak wpadkę. Rozpoczął swoje wystąpienie od zaskakujących słów:
"Władimir i ja..." - wypalił Joe Biden przed kamerami.
Mina Wołodymyra Zełenskiego mówiła wszystko, był bardzo zaskoczony. Ale zachował się z klasą, uśmiechnął się w stronę rozmówcy, który zaraz się zreflektował i poprawił.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Chyba nie powinniśmy się aż tak spoufalać" - stwierdził prezydent USA.
A potem wrócił do swojego wystąpienia, które miało być podsumowaniem rozmów w stolicy Litwy. I wyznacznikiem tego, jak NATO zamierza współpracować z Ukrainą.
"Pan Zełenski i ja rozmawialiśmy o gwarancjach, które moglibyśmy zaoferować Ukrainie w międzyczasie" - mówił o relacji NATO - Ukraina.
Media na świecie zaraz wyłapały wpadkę, a Amerykanie stwierdzili nawet, że Joe Biden pomylił Wołodymyra Zełenskiego z Władimirem Putinem. Być może tak się stało, a może prezydent USA po prostu pomylił formę imienia w języku ukraińskim z tą w języku rosyjskim. Władimir oraz Wołodymyr to dokładnie to samo imię: Włodzimierz.
Joe Biden nie po raz pierwszy zaliczył wpadkę, występując publicznie. Po inwazji Rosji na Ukrainę mówił o harcie ducha mieszkańców Kijowa, nazwał wówczas Ukraińców Irańczykami. Jakiś czas później chciał zabrać głos ws. walk w Chersoniu, ale mówił o mieście Falludża. Gafę zaliczył, przyznając, że "Putin przegrywa wojnę w Iraku", który pomylił z Ukrainą.
Administracja Joe Bidena nie prostuje błędów prezydenta, który od czasu do czasu się myli. Dla jednych to oburzające, inni traktują gafy głowy państwa z przymrużeniem oka. A sam prezydent już zapowiedział, że będzie się starał jesienią o reelekcję. Jeśli wygra wybory, kończąc drugą kadencję, będzie miał 86 lat na karku. I pewnie kilka wpadek więcej.