Naukowcy z Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu w tej chwili prowadzą testy w probówkach (in vitro). Jest to konieczne, aby zebrać obserwacje i doświadczenia, jak powiedział w rozmowie z RMF FM profesor Andrzej Gamian, dyrektor Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej PAN we Wrocławiu.
Analizujemy je w kierunku doboru jednego składnika, który powinien być tą substancją, która ma wywołać odpowiedź na cząstkę wirusową. A potem będą testy in vivo, to znaczy na zwierzętach - dodał naukowiec.
Polska szczepionka miałaby się różnić od swoich słynnych poprzedniczek w dwóch aspektach. Po pierwsze, miałaby zawierać wirusa podczas gdy dotychczas podawane szczepionki (Pfizer, Moderna) bazują na wstrzyknięciu fragmentu kodu genetycznego (dokładnie mRNA) wirusa. Astrazeneca natomiast ma w sobie adenowirusa (patogen, który wywołuje infekcję - przyp.red.).
Zaskakujący jest też sposób podania szczepionki. Wrocławscy naukowcy zakładają, że ich szczepionka miałaby być podawana nie w formie zastrzyku, a sprayu do nosa.
Chcielibyśmy, żeby tak było. Ale to okaże się dopiero po testach na zwierzętach. Biologia tego wirusa jest bardzo skomplikowana - podkreśla profesor Gamian.
Zespół lekarzy i biologów, pracujący nad szczepionką chciałby uwzględnić również mutacje wirusa.
Będziemy prowadzić badania równolegle. Wyzwania chwili są takie, że nie możemy mieć w tej chwili jakiegoś ostatecznego produktu, który spełniałby wszystkie nasze oczekiwania - tłumaczy profesor.
Naukowcy do 20 marca planują złożyć odpowiednie dokumenty aby uzyskać zgodę komisji etycznej ws. prowadzenia testów na myszach. Sam projekt kończy się natomiast w październiku.
Data podania wrocławskiej szczepionki ludziom zależy nie od naukowców, a producentów. Ale o tym, jak powiedział wrocławski profesor, będą myśleć gdy szczepionka przejdzie odpowiednie testy, tak by mogła być "dobra, bezpieczna i efektywna".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.