Powodem protestów są z jednej strony radykalne przepisy antycovidowe, z drugiej - pożar w bloku mieszkalnym w mieście Urumczi. W kilkunastu ośrodkach miejskich w Chinach na ulice wyszły tysiące ludzi. Ostrożne szacunki mówią o 40, może nawet 50 tys. protestujących.
Symbolem oporu stała się biała kartka papieru. Wielu uczestników protestów trzymało w dłoniach niezapisane kartki, traktując je jako znak sprzeciwu wobec polityki władz kraju, z prezydentem Xi Jinpingiem na czele. W dużej mierze byli to przede wszystkim studenci z uniwersyteckich kampusów. Sprzeciw dotyczy przede wszystkim obostrzeń covidowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bo o ile w wielu krajach epidemia COVID-19 zdaje się powoli odchodzić do przeszłości, o tyle w Chinach jest odwrotnie. Liczba zachorowań rośnie w szybkim tempie. Dzienna średnia w ubiegłym tygodniu wyniosła 27 620 zakażeń - aż o 189 proc. więcej niż jeszcze dwa tygodnie wcześniej.
Koronawirus w Chinach. Ludzie mają dość, wyszli na ulice
W związku z rosnącą liczbą zakażeń chińskie władze wprowadzają drastyczne rozwiązania, czego tragiczne skutki świat zobaczył w czwartek. Tego dnia doszło do pożaru bloku mieszkalnego w mieście Urumczi. Zginęło 10 osób. Pojawiły się informacje, cytowane m.in. przez BBC, że strażacy mieli problem z dostaniem się do bloku z powodu modyfikacji, które miały utrudnić wyjście ludziom chorym na COVID-19. Warto dodać, że Urumczi to stolica prowincji Sinciang - okręgu autonomicznego, zamieszkanego przede wszystkim przez mniejszość ujgurską.
Ekspert PISM ds. chińskich Marcin Przychodniak mówi o2.pl, że protesty mają dwojakie podłoże. Z jednej strony to wyraz frustracji społeczeństwa Z drugiej: to także reakcja na to, co Chińczycy widzą – jak wygląda świat poza ich krajem, jak wyglądają państwa ze znacznie zredukowanymi lub zniesionymi restrykcjami antycovidowymi. Nie należy jednak oczekiwać, że potrząsną one całym systemem władzy w Chinach.
Natomiast powiedzmy sobie jasno: to jest mniejszość. Protesty odbywają się w ok. 13 miastach, przyjmijmy, że protesty obejmują nawet 50 tys. ludzi – to w skali kraju jest margines. Nie będzie to protest, który zapoczątkuje jakieś zmiany polityczne, to jest nierealne. Sami Chińczycy zresztą niekoniecznie zmian politycznych oczekują - przekonuje ekspert.
Nie odmawia on Chińczykom refleksji wolnościowych, ale szybko dodaje, że obecne zdarzenia nie przełożą się na zmianę sytuacji politycznej. Wyjaśnia, że protestowali głównie studenci, zamykani w akademikach o niskim standardzie życia i to na nierzadko bardzo długie okresy, poddawani rygorom administracyjnym. Jednocześnie przypomina, że w Chinach protesty społeczne zdarzają się często. Nie zawsze są one jednak tak medialne.
Kwestia języka?
Przychodniak przewiduje, że wygaśnięcie obecnych protestów to w jego ocenie kwestia tygodnia. Władze stoją murem za polityką antycovidową. I choć, jak mówi, ludzie cierpieli przez obostrzenia i cierpią nadal, to jednak Komunistyczna Paria Chin nie zdecyduje się na rozwiązania z Zachodu, polegające na szybkim zniesieniu większości obostrzeń.
Tym bardziej że chińskie społeczeństwo jest słabo wyszczepione, duża jego część nie przyjęła nawet drugiej dawki szczepionki. A chińskie szczepionki na COVID-19 nie są najlepszej jakości - mówi ekspert.
Podsumowując, obecne protesty, nawet jeśli wyglądają na zdecydowane z naszej perspektywy, nie przełożą się na żadne głębsze zmiany. Skądinąd – mogło dojść do przekłamań w przekazie, wynikających z tonalności języka chińskiego i subtelności w wymowie niektórych zwrotów, np. dotyczących postulatu "zniesienia obostrzeń", a nie "wolności" - dodaje.
Zaznacza również, że inna była zresztą reakcja policji w prowincji Sinciang, a inna w Pekinie czy Hongkongu. Działania policyjne w regionie zamieszkiwanym przez Ujgurów miały o wiele ostrzejszy przebieg, a policjanci używali pełnego rynsztunku do tłumienia zamieszek, pojawiają się przekazy o użyciu broni.
Mając to na uwadze, Przychodniak konkluduje, że władze zastosują standardowe metody łagodząc niektóre przepisy. Dodaje zarazem, że większe uprawnienia w kwestii zastosowania przepisów antycovidowych nadano w połowie miesiąca władzom samorządowym.