Ukraiński wolontariusz spędził 64 dni w rosyjskiej niewoli. Pochodzący z Chersonia Ołeksij Połuchin trafił do lokalnego oddziału aresztu śledczego nr 1 po tym, jak został zatrzymany na rosyjskim punkcie kontrolnym. Było to w maju 2022 r. Rosyjscy żołnierze zatrzymywali osoby o proukraińskiej postawie.
Zostałem przywieziony do budynku komendy rejonowej policji, który kiedyś był izbą wytrzeźwień. Zamknęli mnie w celi na drugim piętrze, spałem na pryczy. Miałem dostęp do toalety i wody. Przed okupacją miejsce zostało wyremontowane, więc było dość czyste. W ciągu dwóch miesięcy niewoli zmieniłem celę pięć razy. Najczęściej Rosjanie przesłuchiwali mnie w nocy w osobnym pomieszczeniu — opowiada Ołeksij dziennikarzom Onetu.
Jak zaznacza, w tym czasie był pięciokrotnie przesłuchiwany, a podczas przesłuchań wciąż padały te same pytania: o broń, proukraińskich ludzi w Chersoniu i o to, skąd przyjdzie ukraińska kontrofensywa. Mężczyzna konsekwentnie powtarzał, że nie zna odpowiedzi na te pytania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie użyli wobec mnie siły, ale przesłuchania z biciem i torturowaniem aktywistów i jeńców wojennych były w tym areszcie normą — kwituje rozmówca Onetu.
Był w rosyjskiej niewoli. Nazywali to "telefonem do Bidena"
Z relacji mężczyzny wynika, że nieustannie upokarzano go i grożono mu śmiercią. Sytuacja pogorszyła się, gdy Rosjanie zorientowali się, iż Ołeksij należy do społeczności LGBTQI+.
Zmusili mnie do założenia sukienki na przesłuchanie, aby mnie upokorzyć. Najczęściej grozili mi, że zabiorą mnie do Donieckiej Republiki Ludowej, gdzie stosuje się karę śmierci, lub wygnaniem na Krym — opowiada Ukrainiec i dodaje: — Denerwowały ich tatuaże, które zrobiłem sobie podczas okupacji — ukraińska flaga i herb. Na punkcie kontrolnym grozili mi odcięciem lub postrzeleniem ręki.
Jak twierdzi Połuchin, okupanci pobili na śmierć trzech ukraińskich obrońców. Potem wręczyli mu szmatę i zmusili go, by posprzątał pomieszczenia, w których odbywała się krwawe przesłuchania. Wtedy przyjrzał się narzędziom tortur.
W kącie stały policyjne pałki używane do bicia naszych chłopaków i telefon polowy, specjalne urządzenie do elektrowstrząsów. Przyczepiali druty do uszu, nosów, palców i genitaliów i nawijali na uchwyt telefonu. Nazywali to "telefonem do Zełenskiego" lub "telefonem do Bidena" — mówi Onetowi Ołeksij.
Nie był to jednak koniec wstrząsających wydarzeń, w których uczestniczył mieszkaniec Chersonia. Zatrzymani cywile doświadczali różnych upokorzeń i zastraszania. — Rosjanie dali mi i pięciu innym więźniom noże i ukraińską flagę, którą wcześniej usunęli z budynku w Chersoniu. Kazali nam pociąć materiał na małe wstążki i je zjeść. Trwało to pięć dni. Odmowa była równoznaczna z wyrokiem śmierci — relacjonuje Ukrainiec.
Zeznania złożone przez pojmanego ukraińskiego wolontariusza, pomogły zidentyfikować 10 przestępców wśród rosyjskich okupantów.