"Ci, co zostali, chcą jak najszybciej stąd się wyprowadzić" - pisze "Fakt", nawiązując do kamienicy przy ul. Kosynierskiej 7 w Częstochowie. Właśnie tam znajduje się dom rodzinny ośmioletniego Kamilka. Właśnie tam chłopiec został zakatowany przez ojczyma...
Dziś drzwi do mieszkania, w którym doszło do dramatu, są zabite grubą płytą drewnianą. Do lokalu nie wejdzie nikt. Przed wejściem zawieszona została kartka: "Zakaz wstępu. Lokal zabezpieczony przez administrację".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sąsiedzi Kamilka przeżywają koszmar. O szczegółach w rozmowie z "Faktem" opowiedziała pani Lidia.
Mieszkam tutaj od 28 lat. Po tej tragedii ludzie się odgrażają. Boimy się, że ktoś nam mieszkanie podpali. Strach zostawić córkę samą w domu. Wstyd wyjść na ulicę. Ludzie mówią, że mamy krew na rękach, a prawda jest inna - zaznacza.
Przypomina jednocześnie, że wielokrotnie kontaktowała się z kuratorką. Zgłaszała, że Kamilek ciągle siedzi w domu, natomiast ciocia Aneta szarpie go za włosy.
Dwa dni po skatowaniu Kamilka przez ojczyma przy Kosynierskiej pojawiła się inspekcja oceniająca stan techniczny budynku. Wówczas poparzone dziecko czekało na pomoc.
Byli we wszystkich mieszkaniach, również u Anety, cioci Kamilka. Gdy pytałam Anetę, gdzie Kamilek, powiedziała, że siedział na podłodze przy segmencie. Tam było jego miejsce od chwili, gdy wrócił z Olkusza. Tam spał - zauważyła pani Lidia.
Pani Lidia jest załamana. "Leje się po ścianach"
Sąsiadka zakatowanego Kamilka wyznała, że w kamienicy strach mieszkać nie tylko ze względu na groźby. Podkreśliła, że stan budynku jest wręcz fatalny.
Wielokrotnie pisałam do administracji, by zrobili remont. Po naszych monitach postawili nam komórki z blachy oraz zrobili rury odprowadzające kanalizację, ale wszystko leje się po ścianach - dodała rozmówczyni tabloidu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.