Konflikt księdza Andrzeja Adamiaka z mieszkańcem Kotliny Kłodzkiej sięga grudnia 2016 roku. 24-letni wówczas Bartosz Horbowski wziął udział w pasterce w sąsiedniej miejscowości Góra Igliczna. Wszedł do Sanktuarium "Marii Śnieżnej" w czapce, ponieważ w kościele było bardzo zimno. Sprawę nagłośniła "Gazeta Wyborcza".
Jak pisze "GW", w kościele chciał wyciszyć dźwięk w telefonie. Wtedy został zaatakowany najpierw słownie, a później fizycznie przez gospodynię księdza. Kobieta miała mu wyrwać telefon. Inni wierni zaczęli pomagać kobiecie. Mężczyzna został zaatakowany również przez organistę i ojca jednego z ministrantów.
Ksiądz zerwał czapkę
W pewnym momencie pojawił się proboszcz Andrzej Adamiak, który dzielił się z uczestnikami zakończonej pasterki opłatkiem. Kiedy ksiądz zobaczył na głowie mężczyzny czapkę, zerwał mu ją, a następnie rzucił na ziemię. Pan Bartosz zaczął zdarzenie nagrywać, co wyraźnie nie spodobało się duchownemu, dlatego rzucił się na niego z pięściami. W bójce wzięli udział również inni zgromadzeni w kościele wierni.
Tam się działy różne rzeczy. Widziałam uniesione ręce, pięści. To było dynamiczne zdarzenie. Nie wiem, co kto robił, kto się bronił, kto próbował rozdzielać. Nie wiem też, w jakim momencie zostały strącone na ziemię opłatki. Wiem tylko, że oskarżony był w tym tłumie ludzi i kilkukrotnie wypowiadał słowa: "Oddaj telefon" - mówiła jedna z urażonych parafianek, cytowana przez "GW".
"Wejście w czapce już było zachowaniem niewłaściwym"
W grudniu 2019 r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia przeciwko Bartoszowi Horbowskiemu. Okazało się, że sprawę zgłosili... uczestnicy tej bójki. Ich zdaniem, mężczyzna "obraził ich uczucia religijne". - Samo wejście z takim impetem do kościoła. Moim zdaniem wejście w czapce było już zachowaniem niewłaściwym - mówiła jedna z wiernych, która brała udział w wydarzeniu.
Z kolei inaczej o tym co się stało, opowiada jeden z trzech mężczyzn, który wówczas wszedł do sanktuarium w czapce i stał w niej podczas pasterki. Jak mówi, wchodząc w czapce, nie miał zamiaru obrażać niczyich uczuć religijnych. - Szliśmy na piechotę, było bardzo zimno – powiedział dziennikarzom "Wyborczej".
"Stawali po stronie księdza"
Jak opowiada, ksiądz Andrzej Adamiak podszedł do nich, gdy stali w przedsionku i strącił ich koledze czapkę. Wyrwał Bartkowi telefon i przez to opłatki spadły na ziemię. - Ludzie, którzy nie widzieli zajścia, zaczęli stawać po stronie księdza i w jego obronie. Chcieli księdzu pomóc. A to oskarżony został pokrzywdzony – dodaje Mateusz.
Jak się okazuje, po trzech latach i dwóch umorzeniach w prokuraturze, do sądu trafił akt oskarżenia w sprawie... pobicia księdza. W 2020 roku sprawa została w Sądzie Rejonowym w Kłodzku warunkowo umorzona na rok, a następnie umorzona przez Sąd Okręgowy w Świdnicy. Z wyrokiem nie zgadza się jednak prokuratura, która w sierpniu 2021 roku wniosła o jego kasację.