24 listopada do kin w Polsce wszedł "Napoleon" Ridleya Scotta z Joaquinem Phoenixem w tytułowej roli. W historii kina wielu panów mierzyło się z Napoleonem.
Przecierający szlaki Albert Dieudonné z superprodukcji Abla Gance'a z takim zaangażowaniem wcielił się w rolę, że z czasem sam poczuł się pierwowzorem. Kiedy zmarł w 1976 roku, zgodnie z ostatnim życzeniem został pochowany w stroju napoleońskim.
Po nim byli Marlon Brando, Rod Steiger, Roland Blanche paradujący na golasa w "Jeńcu Europy", Daniel Mesguich - szokująco podobny fizycznie do cesarza i Christian Clavier, bardziej znany z ekranizacji Asterixa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W imprezach historycznych palmę pierwszeństwa w odgrywaniu Napoleona od lat dzierży Amerykanin Mark Schneider i łysy jak kolano Francuz, Frank Samson. Obaj uznawani za "sobowtórów" cesarza, choć podobieństwo do oryginału w obu przypadkach jest kwestią dyskusyjną.
W 2015 roku komitet organizacyjny "Waterloo 1815" musiał zmierzyć się z wyborem kandydata do odegrania roli Napoleona. Zdecydowanym faworytem był Schneider. Ostatecznie Napoleona nie zagrał: dwa lata wcześniej został skazany za spowodowanie wypadku samochodowego na sześć lat więzienia rozłożonego na dwudniowe pobyty co tydzień. Jeden z takich dwudniowych pobytów wypadł akurat w rocznicę bitwy pod Waterloo.
Polskim Napoleonem jest bardzo lubiany Piotr Zawada z Gdańska, w środowisku odtwórców znany jako Klemens. Pan Piotr utożsamia się ze swoim 12 Pułkiem Piechoty Księstwa Warszawskiego, w którym jest od początku, od szeregowca do kapitana.
W międzyczasie został Napoleonem, w zgodzie ze starą napoleońską zasadą, że "każdy żołnierz nosi w tornistrze buławę marszałkowską", która w rekonstrukcji sprawdza się wyśmienicie.
Krzysztof Poźniak z Opola "odtwarza" realia oddziału Legii Polsko - Włoskiej i dysponuje idealnym "napoleońskim" profilem. Choć na polach Waterloo pojawił się jedynie w mundurze legionisty, z nawiązką rekompensuje tę stratę grywając cesarza w filmach historycznych.
Niedoścignionym mirażem Krzysztofa jest Wyspa Świętej Heleny i znajdujące się tam szachy z kości słoniowej, którymi grywał Napoleon, nie podejrzewając nawet, że figury skrywały plany ucieczki z wyspy. Miał je doręczyć w formie prezentu jeden z zaufanych oficerów. Nie zdążył: zmarł na statku płynącym na Św. Helenę, więc podarunek wręczyła osoba nieświadoma spisku.
Krzysztofowi Poźniakowi zdarzyło się odtworzyć w filmie Napoleona z lat zesłania, ale różnica w obwodzie brzucha obu panów aż nazbyt przykuwała uwagę.
Symulacja wagi Bonapartego
Z obwodem brzucha sprawa nie jest oczywista. Profesor Alessandro Lugli z Zakładu Patomorfologii Nowotworów na Uniwersytecie w Bernie, postanowił przyjrzeć się amplitudom wagi cesarza na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat jego życia.
Lugli przeprowadził symulację wagi Bonapartego, do czego wykorzystał tuzin cesarskich par spodni, w tym pary z dnia jego śmierci. Białych i nankinowych egzemplarzy z lat 1800 - 1821 użyczyły do badań muzea paryskie.
Na podstawie pomiarów ich obwodu, obliczono, że waga Napoleona mierzącego blisko 1,69 m wzrostu, wzrosła w tym okresie z 67 do 90 kilogramów, ale w ostatnich sześciu miesiącach przed śmiercią cesarz zrzucił około 15 kilogramów. I nie było to "zrzucenie" podyktowane dbałością o linię. Tak drastyczny spadek wagi w ostatnich sześciu miesiącach życia nastąpił na skutek rozrastającego się nowotworu żołądka.
Spekulacje na temat śmierci Napoleona
W środowisku rekonstruktorów opinie o przyczynie śmierci cesarza są podzielone. Najbardziej spektakularną wersją pozostaje arszenik, choć od czasu śmierci Napoleona bezlik przypisywanych mu chorób lawinowo wzrósł.
Spekulowano, że cierpiał na wstydliwe utrapienie w postaci hemoroidów, na atopowe zapalenie skóry, pasożytniczą schistosomatozę przywleczoną z kampanii egipskiej, nadczynność tarczycy, niedoczynność przysadki mózgowej, hipogonadyzm, wreszcie problemy z układem moczowym wyłożone przez Arne Soerensen, emerytowanego lekarza z Danii, w książce pod frapującym tytułem "Nerki Napoleona".
K.P.: O schorzeniach cesarza raczej nie rozmawiamy, bardziej o jego witalności. Rekonstrukcja historyczna to fajna przygoda. Coś, co pociąga chyba każdego faceta: obozowanie z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo czasami jest niewygodnie, wieczorne ognisko, spanie na słomie pod epokowym namiotem, doświadczenie tamtego klimatu. Kiedy wejdzie się w ten świat, ciężko go potem, ot tak, porzucić.
Rekonstrukcja historyczna
W rekonstrukcji pojawia się przekrój różnych osobowości. Są znawcy epoki - sangwinicy, którzy chętnie wdają się w dyskusje z innymi, mimo że wszystko wiedzą najlepiej.
Każdy z dyskutantów spogląda na pozostałych z poczuciem wyższości i przekonaniem, że gdyby Napoleon powstał z martwych, z pewnością poklepałby go z uznaniem po plecach i między obydwoma zadzierzgnęłaby się nić sympatii, a kto wie, czy nie wybraliby się razem na piwo. Albo na lampkę Gevrey - Chambertina, ulubionego wina Napoleona.
Inni, wiedzeni romantycznym uniesieniem, starają się zbliżyć do ideału, choć nie jest łatwo odtworzyć epokowe realia. Komuś zadzwoni komórka, ktoś wypije z nieepokowego kubka. Na tym tle pojawiają się rozdźwięki. Jedni od razu wskakują w mundur, zapuszczają stylizowanego wąsa, bokobrody, zmieniają swoje nawyki palacza: zamiast papierosa, upychają tytoń w fajce. Drudzy traktują odtwórstwo jak zabawę i okazję do wyszumienia się.
Cezary Skała z 3 Pułku Piechoty Legionu Irlandzkiego Cudzoziemskiego w małym palcu ma historię związaną z regionem i bitwą o Złotoryję. Oprowadza po mieście i ze swadą opowiada o postrzelinach po francuskich kulach i o tym, jak w 1813 r. w miejscowym kościele Mariackim po bitwie zorganizowano gigantyczną salę operacyjną.
Pasja została mu z dzieciństwa, kiedy z kolegami wdrapał się na strych budynku przy Baszcie Kowalskiej. Tam znalazł imponujących rozmiarów album z ilustracjami epokowych mundurów, które obudziły pasję i zostawiły go z nią na całe życie.
Kolekcja napoleońskich guzików pułkowych
W Żarach mieszka pan Franciszek Łuckiewicz. Nie jest odtwórcą, ale posiada największą w Europie, jeśli nie na świecie, kolekcję napoleońskich guzików pułkowych. Kolekcja jest częścią prywatnego Muzeum Wojen i Życia powstałego z inicjatywy właściciela. Dla fanów odtwórstwa historycznego spotkanie z takimi artefaktami to rarytas.
Cynowe guziki zdają się najmniej istotnym elementem umundurowania, tymczasem spinały praktycznie wszystko - od szyneli oficerów po spodnie piechoty. Żeby te guziki zdobyć, pan Franciszek musiał poznać szlaki bojowe każdego pułku. Każda formacja miała inne: od gwardii, saperów, lekkiej piechoty, po pułki karne, czyli w znakomitej większości dezerterów, którzy mogli zabłysnąć polerowanymi guzikami w pierwszych szeregach bitew.
Mimo rozbieżności w sposobach uprawiania odtwórstwa, rzadko zdarzają się przypadki porzucenia tego "rzemiosła". Znakomita większość pozostaje wierna ideałom. Odwrotnie do dewizy Milne'a głosem Kubusia Puchatka: "Miałem zamiar zmienić koszulkę, ale zmieniłem zamiar". Tu zamiar przekuwa się w konkret i pozostaje nim na zawsze.