Afryka jest kontynentem niezwykle zasobnym. Rozsiane po całym olbrzymim terenie są tam złoża metali szlachetnych, surowców mineralnych czy choćby komponentów do produkcji nawozów sztucznych. Do tego ropa naftowa, gaz ziemny i rudy uranu.
Nic więc dziwnego, że Rosjanie eksplorują Afrykę. Ich obecność, po okresie zimnej wojny zmniejszona ze względu na brak środków, w XXI w. powoli, ale systematycznie zaczyna rosnąć. Raport RAND Corporation pokazuje, że zaledwie kilka krajów afrykańskich obroniło się przed rosyjskimi wpływami.
Think tank podzielił te wpływy na dwie główne kategorie. Z jednej strony jest to wsparcie bezpośrednie, czyli wysyłanie do państw afrykańskich najemników, zbiorowo określanych jako Grupa Wagnera, z drugiej - to eksport i sprzedaż kolejnym rządom rosyjskiej broni. Albo jedno i drugie naraz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Załączona do raportu mapka daje bardzo ponury obraz rzeczywistości. Rosjanie obecni są w większości afrykańskich krajów, zaledwie kilku udało się ochronić przed wpływami Kremla w formie zakupów czy obecności najemników.
A przecież nie tylko bronią i wojskiem "stoi" rosyjska obecność na kontynencie. Jest także kwestia dostaw żywności, choćby zbóż. Był to palący problem w minionym roku, kiedy zaczęła się wojna w Ukrainie i przerwaniu uległy łańcuchy dostaw pożywienia. A kraje Afryki są jednym z największych odbiorców rosyjskiego i ukraińskiego zboża.
A przecież są i inne, nie tylko wojskowe powiązania. Oprócz dostaw broni Rosja wchodzi także w afrykańską energetykę. Nie dalej jak w ubiegłym roku podpisana została dwustronna umowa przedwstępna z rządem Ugandy o budowie elektrowni atomowej w tym kraju.
Jak jednak wskazuje w rozmowie z o2.pl analityk portalu Defence24 dr Aleksander Olech, raport ten jest co najmniej niekompletny. Olech mówi, że potencjał jest wartościowy tylko w ujęciu porozumień strategicznych oraz eksportu broni. Ale z roku na rok spada.
Również wojna w Ukrainie uniemożliwia Kremlowi realizowanie swojej polityki w Afryce. To wiąże się ze spadkiem wspólnych inicjatyw oraz zaufaniem, że Rosja militarnie może znowu dominować w Afryce. Inwestycje energetyczne i porozumienia wojskowe to jedno, ale dla Moskwy liczy się korzyść finansowa, a ta oznacza wspólne inwestycje i możliwość dalszej sprzedaży uzbrojenia. Na to Rosja nie może sobie pozwolić. Pozostaje zatem mocarstwo historyczne Rosji, ale bez realnego potencjału teraz. Moskwa to tylko i aż alternatywa - mówi dr Olech.
Wojsko i polityka
Przekonuje, że raport RAND jedynie sygnalizuje problem Rosji w Afryce. Jest w nim, jak mówi, sporo niedociągnięć, ale jest to wynikiem braku dostępu do wielu informacji. Dotyczy to przede wszystkim rosyjskich prywatnych grup wojskowych (m.in. Grupa Wagnera), które operują wielu krajach niejawnie, w porozumieniu z poszczególnymi politykami lub rebeliami.
Jako przykład wskazuje, że pod uwagę w raporcie nie został wzięty np. Kamerun. 12 kwietnia 2022 r. Kamerun i Rosja podpisały umowę o współpracy wojskowej, która zakłada m.in. wymianę opinii i informacji z zakresu międzynarodowej polityki obronnej i bezpieczeństwa, szkolenia wojsk, edukacji wojskowej, medycyny i topografii. Co ważne, to kolejna umowa po tej podpisanej w 2015 r. o współpracy wojskowo-technicznej.
Sprzedaż broni, a obecność wojskowa to zupełnie różne sprawy. Chiny, które ochraniają infrastrukturę budowaną w Afryce, mają tam ponad 20 000 wojskowych (ochroniarzy). Nie można mierzyć obecności wojskowej jako faktycznego czynnika władzy - mówi dalej dr Olech.
Przypomina, że mocne więzy łączą Rosję i np. Ugandę. Zarówno politycznie, jak i militarnie. Dowodem na to są choćby słowa generała Muhoozi Kainerugaba, syna prezydenta tego kraju i byłego dowódcy ugandyjskich wojsk specjalnych, który we wrześniu oznajmił, że "atak na Rosję jest atakiem na Afrykę".
Federacja Rosyjska stara się podtrzymać kontakty z wieloma państwami, wierząc, że uda się wysłać rosyjskie wojska na terytorium Egiptu, Erytrei, Mozambiku, Somalii oraz Sudanu, ale mają one charakter porozumień. Natomiast mocno jest obecna z najemnikami z Grupy Wagnera m.in. w Mali, Burkina Faso, Republice Środkowoafrykańskiej - mówi dalej ekspert.
Broń to nie wszystko
Eksport uzbrojenia i obecność najemników podtrzymujących rządy to nie wszystko. Dr Olech ocenia, że największy potencjał na obecność w Afryce nadal będą miały kraje szeroko rozumianego Zachodu oraz kraje arabskie. Ich rządy mają świadomość, że sprzedaż broni to za mało, gdyż rebelianci i junty będą ze sobą walczyć. Inwestycje to klucz do obecności w Afryce.
Jest też druga strona medalu. Pomoc finansowa od państw Europy Zachodniej i USA wiąże się z wręcz wdrażaniem systemów przejrzystości przepływu pieniędzy, naciskami na demokratyzację rządów i przestrzegania praw człowieka. Tego samego nie ma np. w pomocy rosyjskiej czy chińskiej. Tym samym bardzo często stanowi to przeważający argument za wyborem partnera-inwestora na korzyść Pekinu lub Moskwy.
Jednak, jak konkluduje dr Olech, coraz więcej państw nie chce już współpracy z Chinami. Powód? Wpadanie w pułapkę kredytów. I tu, po zachodnim kolonializmie i chińskich pożyczkach, robi się miejsce dla Rosji i krajów arabskich. Ale także dla mniejszych graczy. Takich jak Polska czy Ukraina, która planuje otwarcie aż 10 ambasad w Afryce.
Swoje ambicje ma także nasz kraj. Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej, Jakub Kumoch podkreślił, że kierunkiem polityki zagranicznej prezydenta będą: Indo–Pacyfik, Ameryka Południowa, Afryka i Półwysep Arabski. W ubiegłym roku prezydent Duda odwiedzał kontynent afrykański dwukrotnie. Gościł m.in. w Egipcie i Nigerii.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl