O powrocie żołnierzy do Rosji poinformowała prezes fundacji "Wolna Buriacja" Aleksandra Garmażapowa. Jak powiedziała portalowi "Mediazona", niektórzy wojskowi przybyli do Ułan-Ude, stolicy Buriacji, 9 lipca, podczas gdy reszta została wywieziona do innych miast. Garmażapowa podziękowała żołnierzom za rezygnację z walk.
Nie ma potrzeby, żebyście walczyli w imię ambicji Putina, który podczas kiedy wy giniecie, śpi spokojnie, dobrze jada i buduje dla siebie kolejny złoty pałac - zwróciła się do żołnierzy.
Byli "wyczerpani moralnie i fizycznie"
W rozmowie z ukraińskimi mediami Garmażapowa wyjaśniła, że wojskowi rozwiązali umowy z Ministerstwem Obrony jeszcze w czerwcu, ale dowództwo nie pozwalało im wrócić do domu. W związku z tym 15 kobiet opublikowało apel do szefa regionu Aleksieja Cydenowa z prośbą o powrót ich mężów do domu.
Jak podkreślili kobiety, żołnierze byli "wyczerpani moralnie, fizycznie, wszyscy mieli rany i stłuczenia o różnym nasileniu". Po tym, jak żony wystosowały prośbę, autobus z mężczyznami, którzy byli już w drodze do domu, został zawrócony. Zostali ponownie wysłani na tereny okupowane w Ukrainie i zostali tam na kolejne dziesięć dni – mówi Garmażapowa.
Żołnierze trafili do zamkniętego obozu
Andrej Rinczino, prawnik fundacji "Wolna Buriacja", powiedział portalowi "Agentstwo", że z organizacją skontaktował się bliski żołnierza kontraktowego z 5. Oddzielnej Brygady Pancernej z Buriacji. Powiedział, że żołnierze, których zawrócono, trafili do "zamkniętego obozu w obwodzie ługańskim, gdzie grożono im sprawami karnymi".
Od początku wojny przez fundację "Wolna Buriacja" przeszło około 500 osób, które "nie chciały walczyć i nie rozumiały, co robią na Ukrainie". Według danych o ofiarach zebranych przez "Mediazonę" i rosyjski serwis BBC, liczba ofiar śmiertelnych w Buriacji od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę wyniosła około 185.