Pierwsza tura wyborów prezydenckich cieszy się rekordowym zainteresowaniem. Do godziny 12 wzięło w nich udział aż 24 proc. uprwnionych, co jest zdecydowanie najwyższą liczbą po 1989.
Przed lokalami wyborczymi tworzą się kolejki, również z powodu obostrzeń związanych z epidemią koronawirusa i limitami osób, które mogą znajdować się w środku. Wobec tego wśród Polaków pojawiły się obawy, co do tego, co stanie sie jeśli o 21 nadal będą czekać na oddanie głosu.
Jak wyjaśnia szefowa Krajowego Biura Wyborczego, Magdalena Pietrzak, ważne jest to, aby przed godziną 21 wyborca powiadomił komisję, że pragnie zagłosować. W tym przypadku oznacza to zgłoszenie swojej obecności w kolejce, któremuś z pracowników komisji.
Jak wyjaśniała na konferencji, jeśli przybędziemy po 21, to stracimy możliwość zagłosowania, ale wszystkim innym taka możliwość będzie zapewniona.
Jeśli wyborca przybył do lokalu przed godziną 21, komisja ma obowiązek umożliwić mu głosowanie - zacytowała Pietrzak odpowiedni przepis kodeksu wyborczego, przypominając, że takie sytuacje zdarzały się już w przeszłości.
Czytaj także:
Zakończenie ciszy wyborczej
Z kolei szef Państwowej Komisji Wyborczej, Sylwerster Marciniak, stwierdził, iż fakt, że nie wszystkie komisje zakończyły pracę, nie będzie stanowił podstawy do przedłużenia ciszy wyborczej. Przypomnijmy - o 21 zostaną opublikowane pierwsze sondażowe wyniki.
Poinformowano również, że, że pracownicy lokali wyborczych nie mają prawa zmuszać głosujących do poddania się badaniu temperatury i nie istnieją żadne procedury przewidujące takie działanie.
Jak donosi PAP, w ten sposób odniesiono się do sytuacji ze Szkoły Podstawowej nr 257 w Warszawie, gdzie jeden z członków komisji miał mierzyć temperaturę wchodzącym do środka, twierdząc, że w przypadku odnotowania gorączki, będzie usiał o tym powiadomić przewodniczącego komisji.
Zobacz także: Jak bezpiecznie głosować podczas epidemii? Zobacz poradnik
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.