Jeszcze w trakcie kampanii wyborczej Donald Trump zapowiadał, że jeśli nie wygra, spotka się ze swoim kontrkandydatem w Sądzie Najwyższym. Obecny prezydent USA był tak pewny swojego zwycięstwa, że ogłosił je, gdy tylko zaczął zdobywać przewagę w kluczowych stanach. Kiedy szala przechyliła się na korzyść Joe Bidena, zaczął oskarżać organizatorów o fałszowanie wyników.
Kłamstwo nr 1: fałszowanie kart do głosowania
Donald Trump od początku był przeciwnikiem głosowania korespondencyjnego. Gdy Joe Biden wyprzedził kontrkandydata w wyborach, obecny prezydent zaczął dowodzić, że zawdzięcza to fałszywym kartom do głosowania.
Od dawna mówiłem o głosowaniu korespondencyjnym. To naprawdę zniszczyło nasz system. Ten system jest skorumpowany i sprawia, że ludzie stają się skorumpowani – mówił w piątek Trump w Białym Domu.
Trump mija się z prawdą w tej kwestii. Nie ma żadnych dowodów na to, że "system jest skorumpowany". A co do głosowania korespondencyjnego... sam Trump w przeszłości głosował w ten sposób. Miało to miejsce, kiedy mieszkał poza stanem, w którym był zarejestrowany jako wyborca, tj. poza Florydą - informuje BBC.
Zanim karta do głosowania, którą nadano drogą pocztową, zostanie zaakceptowana, musi przejść proces weryfikacji. Przedstawiciele lokalnych władz upewniają się, czy zawiera podpis wyborcy oraz pochodzi z adresu, pod którym jest on zarejestrowany. Oddanie głosu drogą korespondencyjną było możliwe podczas wcześniejszych wyborów, a jego popularność w 2020 roku wynika z obaw przed zarażeniem się koronawirusem w lokalu wyborczym.
Kłamstwo nr 2: historia z rurą
W Georgii pękła rura w odległym miejscu, zupełnie niezwiązanym z lokalizacją tego, co się dzieje, i przestali liczyć na cztery godziny – mówił w piątek Trump.
Jednym z "dowodów", jakie przedstawił prezydent na poparcie wersji o sfałszowaniu wyborów, były doniesienia o pęknięciu rury w stanie Georgia. Trump twierdził, że chociaż do awarii doszło w odległym miejscu, a nie lokalu wyborczym, komisja wykorzystała zdarzenie jako pretekst, aby zrobić sobie kilkugodzinną przerwę. Według BBC prezydent się myli, a wypadek miał miejsce w State Farm Arena i na krótko utrudnił proces liczenia głosów. W wyniku nie zostały zniszczone żadne karty do głosowania.
Przeczytaj także: Wybory w USA. TVP "zna" już wyniki
Kłamstwo nr 3: Demokraci sabotują wybory w kluczowych stanach
Obecnie do rozstrzygnięcia w wyścigu prezydenckim pozostało tylko kilka stanów. Organami wyborczymi są we wszystkich tych miejscach zarządzają Demokraci – oświadczył w piątek Trump.
Od ogłoszenia, który z kandydatów zwyciężył wybory prezydenckie, Amerykę dzieli obliczenie głosów w kilku stanach. Są to Nevada, Karolina Północna, Pensylwania oraz Georgia.
Przeczytaj także: Wybory w USA. Trwa liczenie głosów. Trump stracił przewagę w jednym z kluczowych stanów
Kiedy rozpoczęło się obliczanie głosów nadesłanych drogą korespondencyjną, dotychczasowa przewaga Trumpa zaczęła spadać na rzecz Bidena. Zdaniem prezydenta USA w rzeczywistości wynika ona z sabotażu, którego mieli dopuścić się miejscowi przedstawiciele władzy – przedstawiciele Partii Demokratycznej. W rzeczywistości wiele najważniejszych urzędów pełnią tam Republikanie: w stanie Georgia wybory organizował Brad Raffensperger, nalężący do tej samej partii, co Trump.
Kłamstwo nr 4: nieobecność mężów zaufania
Nie pozwolili na obecność prawnie dozwolonych obserwatorów – to kolejne kłamstwo, jakie padło w piątek z ust Trumpa.
Według wersji przedstawionej przez Donalda Trumpa w niektórych miastach, gdzie poniósł klęskę wyborczą, mężowie zaufania nie zostali dopuszczeni do nadzorowania wyborów. W rzeczywistości limit takich obserwatorów głosowania został ze względu na pandemię COVID-19 zmniejszony, ale mogli oni bez przeszkód pełnić swoje obowiązki w tej samej liczbie, co członkowie Partii Demokratycznej.
Każdy kandydat i każda partia polityczna może mieć w pomieszczeniu upoważnionego przedstawiciela obserwującego proces. Niektóre jurysdykcje, w tym Filadelfia, prowadzą transmisje również na żywo, więc możesz dosłownie obserwować proces liczenia – wyjaśniła Kathy Boockvar, sekretarz stanu Pensylwania, cytowana przez BBC.
Kłamstwo nr 5: liczenie głosów, które nadeszły dzień po wyborach, jest nielegalne
Jeśli doliczą nielegalne głosy, mogą próbować ukraść nam wybory – stwierdził w piątek Trump.
Nie wszystkie głosy oddane drogą korespondencyjną wróciły do komisji jeszcze w dniu wyborów. Donald Trump twierdził, że branie ich pod uwagę w wyborach prezydenckich jest "nielegalne". W rzeczywistości zależy to jedynie od tego, czy zostały nadane nie później niż w ostatecznym dniu głosowania, czyli 3 listopada.
Przeczytaj także: Wybory w USA. Co z poparciem dla Bidena? Dziś w nocy dokonała się wielka zmiana
Prezydent USA twierdził niezgodnie z prawdą, że wiele głosów nadeszło bez stempli lub były one nieczytelne. W rzeczywistości tak nadane pakiety nie zostałyby zakwalifikowane jako ważne głosy – zanim komisja podejmie taką decyzję, poddaje dokumenty szczegółowej weryfikacji. Dodatkowo czas, w jakim głosy docierają do komisji drogą pocztową, może różnić się w zależności od stanu.
Kłamstwo nr 6: komisja z Detroit ma coś do ukrycia
Jeden z głównych ośrodków liczenia głosów w Detroit ponownie zakrył okna dużymi kawałkami tektury, chcieli zabezpieczyć i zablokować strefę liczenia głosów – powiedział w piątek Trump.
Jeden z głównych ośrodków, w których liczone są głosy, znajduje się w Detroit. Donald Trump oskarżył członków komisji, że celowo zabezpieczyli budynek w taki sposób, aby osoby postronne nie widziały procesu obliczania głosów. Zasugerował więc, że mają coś do ukrycia. W rzeczywistości zasłonięto jedynie część okien, a prawdziwym powodem nie było fałszowanie głosów, lecz dyskomfort wywołany przez osoby, które stały na zewnątrz i fotografowały, co dzieje się w środku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.