Dramat rozegrał się w minioną niedzielę 9 kwietnia, koło godziny 7 rano, gdy spokojnie surfował na desce w okolicach Honolulu. Planował spędzić tu miłe chwile. W najśmielszych snach nie spodziewał się takiego strasznego obrotu sytuacji.
Hawajski surfer opowiedział dla "Today" o koszmarze, jaki przeżył. Wywiadu udzielił ze szpitalnego łóżka. Dziś jego stan jest już znacznie lepszy.
Myślał, że to była foka. Ugryzł go rekin
Początkowo 58-latkowi wydawało się, że został zaatakowany przez fokę. Dopiero, gdy poczuł silny nacisk szczęk na swą prawą stopę, dotarło do niego, iż to rekin. Zwierzę mierzyło ponad dwa metry długości.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mężczyzna podkreślił, że przetrwał tylko dzięki wierze. "Zacząłem modlić się do Boga i powiedziałem: Boże, niech ten rekin puści moją nogę" - wspominał dla "Today". Morita nie zamierzał się poddać. Zaczął walczyć. Okładał rekina pięściami i kopał, ale to początkowo niewiele dawało.
Żarłacz nie odpuszczał. Odgryzł mu prawą stopę. W pewnym momencie nieszczęśnik z impetem włożył swą rękę w skrzela rekina. To sprawiło, że obolałe zwierzę go puściło i odpłynęło.
Wówczas przyjaciele, którzy surfowali z poszkodowanym, wyciągnęli go na brzeg. Za pomocą smyczy od deski surfingowej zrobili mu opatrunek uciskowy na ranie. Dzięki temu się nie wykrwawił. W szybkim czasie trafił do szpitala, gdzie lekarze uratowali mu życie.
Mam Boga w swoim życiu, dużo wiary i zaufania. W żadnym momencie się nie bałem, nie dopuszczałem myśli, że umrę – powiedział Morita.