We wtorek w Bejrucie doszło do tragicznego wybuchu, który pochłonął życie 135 osób, a kolejnych 5 tys. zostawił rannych. Państwa całego świata mobilizują się do pomocy, jednak władze Libanu obawiają się, że kraj nie podniesie się po tych wydarzeniach.
Wybuch w Bejrucie. Ogromna skala zniszczeń
Wstępnie oszacowano, że straty materialne wyniosą około 5 mld dolarów (ponad 18 mld zł). Ponadto około 300 tys. mieszkańców Bejrutu pozostało bez dachu nad głową, a sytuacja w szpitalach staje się coraz bardziej dramatyczna. Brakuje łóżek, personelu i sprzętu niezbędnego do ratowania rannych po wybuchu.
Żadne słowa nie są w stanie opisać horroru, który nawiedził Bejrut zeszłej nocy, zmieniając go w miasto dotknięte katastrofą - powiedział prezydent Michel Aoun w przemówieniu skierowanym do narodu podczas nadzwyczajnej sesji gabinetu.
Zdjęcia satelitarne ujawniły prawdziwą skalę zniszczeń. Magazyn, w którym wybuchło ponad 2 tys. ton azotan amonu, nie istnieje. Na jego miejscu powstał krater wypełniony wodą. Po sąsiednich budynkach pozostały tylko rusztowania i gruz. Premier Hassan Diab ogłosił dwutygodniowy stan wyjątkowy, aby poradzić sobie z kryzysem. Wezwał wszystkich światowych przywódców i "przyjaciół Libanu" do przekazania pomocy.
Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Francja, państwa Zatoki Perskiej, a nawet Izrael zaoferowali pieniądze oraz pomoc. Emmanuel Macron wysłał samoloty z ratownikami oraz sprzętem, którego brakuje w szpitalach. Egipt oraz Jordania otwierają szpitale polowe, aby wspomóc libańskich lekarzy. Czechy oraz Dania także zobowiązały się do pomocy humaniaternej.
Czytaj także:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.