To nie pierwszy przykład na to, że Rosjanie coraz częściej wykorzystują amunicję dostarczaną z Korei Północnej na froncie. Między innymi po to Władimir Putin niedawno wybrał się do kraju rządzonego przez Kim Dzong Una.
Wcześniej były czołgi T-54/55, potem armaty polowe M-46 zasilane północnokoreańską amunicją. Z kolei zdjęcie zaprezentowane niedawno w sieci pokazuje samobieżną armatohaubicę typu 2S5 Hiacynt, która eksplodowała w wyniku użycia trefnej amunicji. Jak widać rosyjski sprzęt nie wyszedł cało z wojennego starcia.
Autorzy wpisu przekonują, że wszystko to za sprawą słabej jakości amunicji, pochodzącej z Korei Północnej, przez co nie kryją swojej radości z kolejnej straty agresora. Rosjanie muszą ściągać od Azjatów sprzęt, sami cierpią na braki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdecydowanie należy się jakiś medal Kimowi za dostarczoną Rosji amunicję - piszą internauci.
Zdjęcie pochodzi z pola walki gdzieś w obwodzie chersońskim, a prezentowana na nim w strzępach jest armatohaubica 2S5 Hiacynt. To kolejna instalacja Rosjan, która nie wróci z frontu w całości.
Produkowane w latach 1978-91 działo na gąsienicowej platformie waży blisko 30 ton. Hiacynt nie ma jednak wieży, przez co jego załoga jest narażona na ogień zwłaszcza artylerii czy dronów. Mimo, że leciwa, dobrze radzi sobie na polu walki.
Armatohaubica może też wystrzeliwać pociski z ładunkami z ładunkiem nuklearnym, o sile rażenia od 0,1 do 2 kiloton. Jak zauważają eksperci, bomba atomowa zrzucona na Hiroszimę miała siłę 15 kiloton.