W sobotę rano doszło do wypadku na trasie autostrady A1. Nieopodal Tczewa w woj. pomorskim autobus z dziećmi na pokładzie przewrócił się i dachował. Na miejsce niezwłocznie wezwano służby ratunkowe. Autobus wiózł dzieci do ośrodka wypoczynkowego w Mikoszewie.
Pomocy medycznej potrzebowali wszyscy, ale na szczęście większość uczestników wypadku nie doznała poważniejszych obrażeń. Tylko 6 osób spośród 31 trafiło do szpitala, m.in. do placówki w Gdańsku i Elblągu. Wiadomo już, że kierowca autobusu był trzeźwy, co wykazało badanie alkomatem. Mężczyzna trafił do szpitala, gdzie wciąż przebywa.
Autobus dachował z 22 dzieci na pokładzie
Wypadek miał bardzo dramatyczny przebieg. Jak informuje policja w rozmowie z Wirtualną Polską, autobus najpierw z impetem uderzył w barierki, a następnie dachował.
Kierowca został przesłuchany przez funkcjonariuszy. Z zeznań 51-letniego mężczyzny wynika, że poczuł się bardzo źle. Opisał policjantom, że w trakcie jazdy zaczął odczuwać kłucie w klatce piersiowej, co było przyczyną późniejszej utraty świadomości.
Policja przeprowadzi śledztwo wyjaśniające, które wykaże, czy zeznania kierowcy są prawdziwe. Jeśli nie - 51-latkowi może grozić nawet 10 lat pozbawienia wolności. Tyle grozi bowiem za wywołanie katastrofy w ruchu lądowym. Wynika to z art. 173 KK.
Prokurator Grażyna Wawryniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku potwierdziła, że 51-latkowi postawiono już ww. zarzuty - informuje "Dziennik Zachodni".