52-letni Vidam Perevetliov jest litewskim głównym inżynierem firmy Silver Supporter. 16-lutego pracował z załogą, która wykonywała dostawy między portem Tauranga w Nowej Zelandii a odizolowanym brytyjskim terytorium Pitcairn.
Media dowiedziały się o historii marynarza, który wypadł za burtę dzięki jego synowi Maratowi. Mężczyzna, gdy doszedł do siebie, skontaktował się z synem, by opowiedzieć mu swoją niecodzienną przygodę.
16-lutego ok. 4 nad ranem pan Perevetliov skończył pracę w maszynowni pompującej paliwo. Musiał spędzić tam zdecydowanie zbyt dużo czasu, bo wychodząc poczuł napływ gorąca i zawroty głowy, czemu winne były opary. Jak opowiedział swojemu synowi, by poczuć lepiej postanowił się przewietrzyć. Niewiele z tamtego momentu pamięta, ocknął się już za burtą statku.
Załoga nie zorientowała się przed wyruszeniem, że brakuje głównego inżyniera, statek odpłynął. 52-latek postanowił dopłynąć kilka kilometrów do "czarnej kropki", którą widział w oddali. Okazało się, że była to stara rybacka boja porzucona dawno temu. Mężczyzna chwycił się jej i tak czekał 16 godzin na ratunek.
Czytaj także: Polski "morderca koronawirusa". Tak twierdzą Amerykanie
Na statku zauważono brak pana Perevetliova po 6 godzinach. Kapitan podjął decyzję o zmianie kursu i zawróceniu. Jak podaje BBC, któryś z marynarzy miał w końcu usłyszeć "cichutki ludzki głos". Ostatkami sił Vidam Perevetliov machał do swoich towarzyszy, którzy rzucili mu koło ratunkowe i pomogli wejść na statek.
Mężczyźnie udzielono od razu pomocy medycznej. Na szczęście nie stało się mu nic poważnego. Przetrwał dzięki chwyceniu się starej boi.