Do zdarzenia doszło w sierpniu 2019 roku. Na tarasie widokowym na 10. piętrze muzeum sztuki nowoczesnej Tate Modern 17-letni wówczas Jonty Bravery zepchnął przypadkowego sześciolatka przez barierki. Dziecko wraz z rodzicami przyjechało z Francji zwiedzić Londyn.
Sześciolatek przeżył upadek z ponad 30 metrów, jednak doznał bardzo poważnych obrażeń, w tym krwotoku mózgu i pęknięć kręgosłupa, które na zawsze uczynią go niepełnosprawnym. Życie uratował mu fakt, że zamiast spaść całe dziesięć pięter w dół, wylądował na kolejnym balkonie, znajdującym się pięć pięter niżej.
Według centralnego sądu karnego w Londynie, Bravery miał od dłuższego czasu planować popełnienie morderstwa, choć nie wybrał sobie żadnej konkretnej ofiary. Tamtego dnia po prostu wypatrzył dziecko stojące wraz z rodziną przy barierkach, podbiegł do niego i wyrzucił przez balkon, zanim ktokolwiek zdążył się zorientować, co się dzieje.
Jak donosi BBC, 18-letni obecnie chłopak cierpiał na zaburzenia ze spektrum autyzmu. Według kierującej sprawą sędzi Justice McGowan jego rodzice "próbowali zapewnić mu najlepszą opiekę i bezpieczeństwo" i zupełnie nie ponoszą winy na czyn syna.
Czytaj także:
Wyrok za próbę morderstwa
Mieli oni również nie wiedzieć, że już pod koniec 2018 roku Bravery zamieścił w internecie nagranie, w którym zapowiada, że "zabije kogoś, nie wie jeszcze jak, ale na pewno to zrobi".
Za swój czyn osiemnastolatek został skazany na dożywocie, z możliwością ubiegania się o zwolnienie po minimum 15 latach. Jak uzasadniła sędzia McGowan, "zamienił on życie dziecka i jego rodziców w piekło".
To, co uczyniłeś pokazuje, że stanowisz śmiertelne zagrożenie dla społeczeństwa. Wszystko zaplanowałeś i wygląda na to, że rozkoszujesz się swoim czynem - zwróciła się sędzia bezpośrednio do Bravery'ego.
Zobacz także: Magazyn broni na działce. Odkrycie policji koło Łęcznej