Lea Rose Fiega kupiła los na loterię za 30 dolarów w sklepie Lucky Stop w Southwick, niedaleko miejsca pracy. Kobieta była pewna, że nic nie wygrała, dlatego oddała zdrapkę sprzedawcy, by ją wyrzucił.
Spieszyłam się w przerwie na lunch i po prostu szybko zdrapałam, spojrzałam na los, ale nie wyglądał na zwycięski, więc oddałam go do wyrzucenia - wspomina.
Kupon leżał w koszu za ladą przez 10 dni. Gdy pewnego wieczoru syn właściciela sklepu przeglądał wyrzucone losy, zorientował się, że jeden z kuponów nie został do końca zdrapany. Okazało się, że był on wart aż milion dolarów.
Omal nie straciła miliona dolarów. Miała szczęście, że trafiła na uczciwych ludzi
55-latka jest stałą klientką sklepu, dlatego właściciele od razu wiedzieli, że to ona wyrzuciła kupon. Początkowo rodzina zastanawiała się, czy nie zatrzymać zwycięskiego kuponu, ale w końcu postanowiła oddać go kobiecie.
Przyszedł do mojego biura i powiedział: "Moja mama i tata chcieliby się z tobą zobaczyć" Powiedziałam, że pracuję, a on odparł: "Nie, musisz przyjść". Poszłam więc do nich i wtedy powiedzieli mi o wygranej. Byłam w absolutnym szoku. Płakałam, przytulałam ich - wspomina Fiega.
Amerykanka stwierdziła, że już pokonanie przez nią ciężkiej choroby COVID-19 w styczniu było jak "wygrana na loterii", a teraz czuje się podwójnie szczęśliwa. Właściciele sklepu otrzymali od loterii nagrodę w wysokości 10 tys. dolarów za sprzedanie zwycięskiego losu. Lea Rose Fiega dała rodzinie dodatkowe pieniądze. Resztę odkłada na emeryturę.
Zobacz także: Nagrał przypadkiem wyjątkowego dzięcioła w Bieszczadach. Wideo jest hitem sieci
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.