W bezsensowność tej śmierci aż trudno uwierzyć. 19-letni Cameron Cumming podróżował busem z przyjaciółmi, kiedy zatrzymali się w pobliżu rzeki w Coromandel na Wyspie Północnej. Jak podają dziennikarze z New Zeland Herlad, było wtedy zupełnie ciemno, dochodziła 2.40 nad ranem.
Nastolatkowie zrobili postój w trakcie wycieczki, by skorzystać z toalety. Cameron w ciemnościach miał iść za potrzebą nad rzekę, gdzie poślizgnął się i wpadł do potoku.
Jak donoszą lokalne media, przyjaciele chłopca desperacko próbowali szukać go w ciemnościach, niestety nie mogli dostrzec miejsca upadku nastolatka. W rozmowie z New Zeland Herald potwierdza to jeden ze świadków zdarzenia:
Jego przyjaciele gorączkowo próbowali go odszukać, ale to im się nie udało, więc szybko wezwali pogotowie - powiedział jeden z mieszkańców Coroglen.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niestety pomoc przyszła zbyt późno. Na miejsce przyjechały trzy wozy strażackie i karetka. Cameron został odnaleziony z ogromną raną w głowie o godz. 4.33. Ranił się śmiertelnie, upadając na leżące na brzegu rzeki kamienie. Po przybyciu na miejsce policjanci zweryfikowali ciało nastolatka i potwierdzili zgon.
W tragedię, do jakiej doszło podczas wspólnego wypadu grupy przyjaciół wciąż nie mogą uwierzyć bliscy Camerona. Gene Bryant, pracodawca nastolatka u którego w ostatnich miesiącach na budowie dorabiał Cameron, w rozmowie z lokalnymi mediami przyznał, że chłopak był dla niego jak rodzony syn.
Wciąż próbuję zadzwonić na twój telefon i oczekuję, że odbierzesz jak zwykle - dodał w rozmowie ze Stuff.co.nz
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.