Tuż przed świętami niemiecki "Bild" alarmował o powstaniu nowej linii lotniczej o nazwie Southwind, która wedle źródeł w polskich służbach może służyć do transferu migrantów z Azji i Afryki Północnej na trasie Stambuł-Mińsk.
O sprawie pisał również Sergej Sumlenny, niemiecki politolog i były dyrektor Fundacji im. Heinricha Boella w Kijowie. Z informacji, jakie przekazał poprzez platformę X wynika, że za tym procederem może stać rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB).
Rosja będzie próbowała sprowadzić do Mińska więcej nielegalnych migrantów, aby poprowadzić ich w stronę granicy Polski i Litwy. - Ma nadzieję, że tym razem się uda, a tysiące zdesperowanych mężczyzn, zepchniętych w stronę granicy UE przez rosyjską przemoc, spowodują kryzys w UE - pisał politolog.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przypomnijmy, że w 2021 roku Polska była celem podobnej akcji: na granicy z Białorusią pojawiły się tysiące migrantów sprowadzonych przez Łukaszenkę. Była to operacja hybrydowa, w której białoruski reżim użył jako naboi zwykłych ludzi szukających lepszego miejsca do życia.
Prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa, zwraca uwagę, że całość tego ruchu obsługują różne zorganizowane grupy przemytnicze. Do informacji "Bilda" podchodzi z dużym dystansem, ale żadnego scenariusza nie wyklucza.
Ta informacja może być elementem wojny psychologicznej, bo oczywiście można próbować otworzyć nowy front, ale trudno jest to robić, kiedy państwo już jest do tego przygotowane. Teoretycznie wiosna jest dobrym momentem, aby ten ruch zwiększyć, bo chętnych jest cała masa. Uruchomienie przelotu do Mińska znowu nie rozwiązuje żadnych problemów. Ci ludzie i tak jeżdżą do Moskwy i do Mińska. Kluczem jest właśnie to, żeby trafić na tak zwanego przewodnika, który za określoną cenę ich po prostu przerzuci przez granicę w zależności od tego, ile zapłacą, by na przykład dostarczyć jeszcze samochód w to miejsce - mówi w rozmowie z o2.pl.
Profesor zwraca uwagę, że obecnie ruch jest zmniejszony, bowiem informacji na temat sposobów pokonania granicy jest coraz więcej - dotyczą one m.in. warunków pogodowych.
Oni doskonale zdają sobie sprawę z tego, jakie aktualnie panują warunki pogodowe. Siłą rzeczy obecnie ten ruch jest zmniejszony. Zamiera tak samo, jak ruch na Morzu Śródziemnym, kiedy zaczynają się sztormy i warunki zmieniają się na niekorzystne - mówi nam profesor.
Napór migrantów. "To kwestia bezpieczeństwa całej UE"
Niemiecki tabloid powołuje się na informacje z polskich służb. Zdaniem prof. Boćkowskiego państwo polskie, będąc w posiadaniu takiej wiedzy, może już reagować.
Możemy teoretycznie naciskać poprzez dyplomację. Zdarzało się to już wcześniej w dobie kryzysu w latach 2021-2022. Kiedy budowaliśmy płot, wykorzystywaliśmy nasze kanały dyplomatyczne - mówi nam ekspert.
Profesor Boćkowski uważa, że Polska powinna podnieść tę kwestię na forum całej Wspólnoty.
Jest to kwestia bezpieczeństwa całej Unii Europejskiej. Pamiętajmy, że Turcja swego czasu zawarła z Unią umowę, że będzie powstrzymywać ruch, który szedł szlakiem bałkańskim przez jej terytorium, za bardzo duże pieniądze. Jeśli zatem pojawiłby się taki problem, trzeba sięgnąć po dyplomację na poziom Polski, ale także wspólnotowy. Myślę, to także kwestia bezpieczeństwa Niemiec i innych krajów, żeby nie otwierać takiego kanału - mówi profesor w rozmowie z o2.pl.
Nie tylko nasz kraj był w ostatnim czasie obiektem ataków z wykorzystaniem migrantów. W październiku i listopadzie ub. r. w sieci pojawiały się nagrania z rosyjskich granic z Finlandią czy Estonią. Migranci na rowerach pokonywali ostatnie fragmenty drogi do punktów granicznych. Chcieli przekroczyć granicę i wejść na teren UE. Prof. Boćkowski uważa jednak, że nie należy tej sytuacji porównywać z kryzysem granicznym w Polsce z 2021 roku.
To jest zdecydowanie zupełnie inna bajka. Tam nie było zorganizowanego przemytu poza dowożeniem ludzi w określone miejsce. Grupy przemytnicze, które obsługiwały obszar białoruski gwarantowały, że pomogą się dostać z Moskwy na granicę fińską. Tam wszyscy wiedzieli jedno: nie da się przejść żadnymi bokami, przez lasek, ze względu na warunki pogodowe. Padło takie hasło: słuchajcie, są przejścia, na których przy pomocy roweru możemy przejść na drugą stronę. I tylko tak było to zorganizowane. Finlandia zamknęła błyskawicznie przejścia drogowe i zablokowała cały ruch - podkreśla nasz ekspert.
Boćkowski zaznacza, że polska granica jest łatwiejsza do przekroczenia ze względu na warunki geograficzne. Grupy przemytnicze widzą spory interes w przeprowadzaniu takiego procederu.
One działają w Polsce, obsługiwały już granicę białoruską, a także granicę słowacką, gdy szedł tamtędy szlak bałkański. Gwarantują podstawienie samochodu, transport na niemiecką granicę. Są cenniki, opłaty. O ile dwa lata temu wiele osób poszło w ciemno, o tyle teraz jest więcej informacji na temat tego, kiedy i gdzie przejść, w jakich warunkach. Wszystko jest zaplanowane - mówi nam profesor z UwB.
Czytaj również: Przed granicą z Niemcami sprawdzili auto. Porażające odkrycie
Rafał Strzelec, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.