W programie "Tak jest" Andrzej Morozowski pozwolił sobie na dość zaskakujący wywód. Sporą niespodzianką było to, co zaczął mówić w trakcie dyskusji dotyczącej nowego przedmiotu szkolnego o nazwie "historia i teraźniejszość".
Morozowski ocenił, że dopiero po 30 latach od upadku PRL w Polsce zaczęły pojawiać się publikacje, w których wskazuje się na pewne zalety komunizmu. - Zaraz po 1989 r. właściwie w czambuł potępiano różne lewicowe ruchy. A teraz jednak zaczęły się pojawiać publikacje, w których przeczytamy: "a to nie było takie złe. A to nie było takie złe. A tamto stworzono za czasów komuny" - mówił dziennikarz.
Gdyby do władzy po wojnie doszła prawica, no taka londyńska, to pewnie nie byłoby tego. Nie byłoby takiej walki z analfabetyzmem, takiej elektryfikacji i zapewne jeszcze kilku innych rzeczy. Ale ja mówię, musiało minąć ponad 30 lat, żeby ktoś usiadł i zaczął pisać takie rzeczy - dodawał.
W pewnym momencie głos zabrać chciała zaproszona do studia dr Iga Kazimierczyk. Morozowski jej jednak na to nie pozwolił i twardo kontynuował wywód.
Nie mówimy tylko o dużych miastach, gdzie ktoś w tym wieku ma dostęp nawet poprzez rodzinę, do innego modelu historii. Mówimy też o ludziach z mniejszych miejscowości - podkreślał.
Ostra reakcja Przemysława Czarnka
W zdecydowany sposób do wypowiedzi Andrzeja Morozowskiego odniósł się minister edukacji Przemysław Czarnek.
Oto koronny dowód na to, że przedmiot Historia i Teraźniejszość jest konieczny. Dość manipulacji resortowych dzieci, potomków komunistów. Panie Morozowski, Pan tak na serio? Nie byłoby elektryfikacji gdyby nie komuniści? - napisał na Twitterze.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.