Adrian i Kasia wspólnie otworzyli "Bistro Tarchomin". On, z zawodu kucharz, od zawsze marzył o własnym lokalu. We wszystkim wspierała go Kasia, miłość jego życia. Otwarty biznes nie szedł jednak tak, jak oczekiwali.
Kiedy pojawili się w programie Magdy Gessler, mieli zadłużenie na poziomie 450 tys. złotych, podaje RMF FM. Ponadto ich dziecko było w drodze. Pomoc restauratorki to jedyne rozwiązanie, jakie przyszło im do głowy w tej sytuacji. Ostatnia deska ratunku.
Przeczytaj także: "Przejęcie ludzkości". Przepowiednia Baby Wangi na 2021 rok
Po programie "Kuchenne rewolucje" jednak zamknęli lokal, choć udział miał pomóc im go rozkręcić i przynieść w końcu upragnioną stabilizację finansową. Tak jednak najwyraźniej się nie stało.
"VIVA IBIZA", bo tak zostało nazwane nowe miejsce, przyciągało ludzi. Lokal przeszedł diametralną metamorfozę podczas programu stacji TVN "Kuchenne rewolucje". Magda Gessler chciała za wszelką cenę pomóc młodej parze w spełnieniu marzeń.
Przeczytaj także: Wstrząsająca przepowiednia zakonnicy. Mówi o Chinach i Polsce
W lokalu, którego wnętrze zaaranżowano zupełnie na nowo, pojawiło się nowe menu - śródziemnomorskie. Przykładowe dania to hiszpańskie krewetki z grilla, chorizo, serrano, czy zarzuela z owoców morza.
Po udziale w programie sukces zdawał się być pewny. Co teraz może pójść nie tak? W końcu w dzień otwarcia wszyscy zachwalali jedzenie i obiecali, że do lokalu jeszcze nie jeden raz wrócą.
Przeczytaj także: Sylwester 2020. Internauci popłynęli. Najlepsze memy
Po pewnym czasie jednak restaurację zamknięto. Poinformowano o tym 26 września tego roku.
Komunikat mocno zdziwił byłych klientów. Równie mocno o powodach zamknięcia rozmyślali także inni zainteresowani. Klienci najwyraźniej naprawdę uwielbiali "VIVĘ IBIZA".
Odwiedzilam Was rok temu po "Kuchennych Rewolucjach". Pysznie było i chcialam jeszcze kiedyś wstąpić na hiszpańskie jedzenie. Wielka szkoda... - odpisała jedna z internautek na Facebooku.
Ale... jak to? Moja ulubiona restauracja - z przykrością komentuje ktoś inny.
Szkoda, że nie zdążyłam na ostatnią tortillę (bardzo będzie mi jej brakowało). Od czwartku przychodziliśmy, ale każdego dnia zamknięte, więc domyśliłam się, że te drzwi już się nie otworzą. Szkoda, bo na Białołęce bardzo brakuje lokali i fajnie wypełnialiście niszę - czytamy.
Komentujący sprawę mieszkańcy, na forum dzielnicy Białołęki, zastanawiali się, co było powodem zamknięcia poprzedniego lokalu. Niektórzy spekulowali, że przyczyną była pandemia koronawirusa. Według nich "to wprost oczywiste".
Dziwią mnie te pytania [dot. zamknięcia - przyp. red.]. Przecież to jasne, że przez koronawirusa. To nie jest jedyne miejsce, które się teraz zamyka. Do wiosny bedzie połowa lokali na mieście pusta, jak tak dalej pójdzie - stwierdza mieszkanka.
Inni byli też bardzo źli z powodu komentarzy "hipokrytów", którzy narzekają, gdy zamyka się lokal wyróżniający się na tle innych, podobnych, a to przecież "ich wina", bo "nie zostawiali w nim pieniędzy". Teraz narzekają, że zostały w pobliżu same bary sushi, lokale z kebabami czy pizzerie.
Było chodzić do "VIVY" i zostawiać tam pieniądze, to może by nie zamknęli lokalu. A tak chodziliście na pizzę lub kebsa. Żałosne. A potem narzekacie, że tylko to jest w okolicy. Jak nowi właściciele mają otworzyć coś, czego nie ma w pobliżu, jak potem wszyscy i tak idą na kebaba? - zastanawia się rozzłoszczona klientka "VIVY".
Jednak czy tę wersję potwierdzają sami właściciele? Postanowiliśmy zapytać ich o przyczynę zamknięcia lokalu.
Niestety, po wielokrotnej próbie skontaktowania się z właścicielami, otrzymaliśmy jedynie odpowiedź o chęci kontaktu w przyszłości. Niestety nieokreślonej przyszłości.
Czy faktycznie powodem zamknięcia jest głównie niesprzyjająca dla właścicieli lokali gastronomicznych pandemia koronawirusa? To bardzo możliwe, choć nie wiadomo, czy to właśnie COVID-19 był gwoździem do trumny w przypadku restauracji "VIVA IBIZA", choć wiele na to wskazuje.
Obszar gastronomiczny w Polsce bardzo ucierpiał podczas pandemii. Koszty najmu nie zmieniły się, podczas gdy obrót miesięczny lokali zmniejszył się gdzieniegdzie niemal do zera. To wszystko spowodowane klientami, którzy niespecjalnie chcą zamawiać jedzenie na wynos z restauracji, bo nie o samo jedzenie im często chodzi. Chcą przyjść do lokalu, usiąść, poczuć klimat restauracji, a także potrzebują kelnera, który zadba o nich podczas mile spędzonego wieczoru. Jedzenie, choć najważniejsze, to jednak często nie jedyna rzecz, która przyciąga ludzi do danego miejsca. To dlatego w programie "Kuchenne rewolucje" Magda Gessler tak dba choćby o odpowiednią aranżację wnętrza.
Ratunkiem dla lokali takich jak "VIVA IBIZA" są podczas pandemii aplikacje na smartfona, gdzie można zamawiać jedzenie na wynos. Nie wiemy, czy właściciele restauracji zdecydowali się na taką współpracę, dopóki jeszcze biznes istniał. Trzeba jednak przyznać, że takie rozwiązania są w stanie uratować biznes, ale jedynie taki, który jest najbardziej w Polsce wypromowany. Najlepiej radzą sobie więc olbrzymie marki tj. McDonald czy KFC. O wiele gorzej mają restauracje, które znane są głównie samej lokalnej społeczności.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.